Podsumowanie 2009 roku

Na rynku muzycznym w tym roku działo się strasznie dużo. Może w moim gatunku, ale działo się, trzeba trzeba przyznać.

Ale… Czy coś mnie zachwyciło? Może zacznę od płytowych rozczarowań (kolejność nieprzypadkowa)
1/ Sepultura – A-Lex. Nic nie napiszę, lepiej zapomnieć.
2/ Druga płyta Black River – tu moja subiektywna ocena
3/ Trzecia płyta Rootwater – Visonism. W porównaniu z wcześniejszymi, jakoś dla mnie sucha i przeciętna. Jedyny kawałek który mi się podoba to Bonus Track – Haydamaka (w starym stylu).

Największe płytowe pozytywy:
1/ Wiem, że płyta wyszła pod koniec 2008 roku, ale nie słyszałem jej wtedy – Act Of Grace – Virgin Snatch. Najlepsza płyta jakiej w tym roku słuchałem.
2/ Alice In Chains – Black Gives Way to Blue. Może już lekko mi się znudziła, ale „Check My Brain” przez długi czas przewijało się wszędzie!
3/ Vader – Necropolis. Kawał dobrego metalu, a cover Fight Fire with Fire mnie zabija.

Kapelki jako moje odkrycia tego roku (wiem, nie muszę wszystkiego znać kajam się):
– Rootwater
– Virigin Snatch
– Hatesphere

Koncert roku:
– Knock Out Festival – zobaczyłem Testament, Anathemę, Apocalipticę, Hatesphere, Cynic, Voivod i Frontside (Meshuggah strasznie mi się nie podoba!), a poza sceną też Jaroslava z Lux Occulty i Virgin Snatch.

Mam nadzieję, że przyszły będzie lepszy 🙂

Dowodzik

Dziś przeżyłem niesamowitą rzecz w sklepie „Żabka”, w której zawsze robię wieczorami zakupy. Włożyłem do koszyka piwo idę zapłacić, a jakaś nowa Pani patrzy na mnie i coś mówi… Ja patrzę jej w oczy i mówię – „trzy Desperadosy, nic więcej”. A ona powtarza – „dowód”. „Bez dowodu nie sprzedam”. W tym momencie moje ząbki wyszczerzone pokazały dowód z tekstem, że dobrze że dzieci i żon się już w dowodzie nie wpisuje.

Niesamowite, myślałem, że już więcej nikt nie poprosi mnie o dowód.

PS. Bagażu brak, dziś pytano mnie o cztery szczególne rzeczy z wnętrza.

Leniwe święta

Tak patrzę jak czas przechodzi bezczynnie – święta mijają…

Wpadłem więc na pomysł, że może coś na blogu zamieszczę z mojej pracy. Jak, niektórzy wiedzą współtworzyłem projekt Odin – Win32 dla OS/2. Dawno temu już o tym zapomniałem, ale baaaardzo lubię hacking. Będąc w Kolumbii miałem źródła wcześniejszej wersji całego softu, lecz nie miałem najnowszej wersji. DLLki różniły się exportami, więc potrzebowałem czegoś takiego jak pod OS/2 – DLL -> LIB, żeby można było zlinkować mój kod z nowymi bibliotekami. Nie wiedziałem, że trzeba było troszkę się pomęczyć. Najpierw dumpbin.exe, a następnie lib. Ale pomiędzy tymi dwoma czynnościami należało zrobić plik def… Załączam więc prosty skrypt w vbs, który to robi automatycznie (Copy & Paste).

Używamy: Dll2Lib.vbs kernel32.dll kernel32.lib

PS. Używam Visual Studio 2005, więc jeśli ktoś potrzebuje inne to należy zmienić ścieżki w VC_ENVIRNOMENT.

Continue reading

Metal z Kolumbii

Wiem, wiem, wszyscy słyszą kraj Kolumbia i już myślą tylko o narkotykach. W myślach i wyobrażeniach wioski indiańskie i dżungla. Dżungla jest to mogę potwierdzić… i obiecałem sobie że w te wakacje ją zwiedzę! Ale… ja chciałbym przekonać Was do tego kraju, który jest niesamowity. Dziś wybieram muzykę metalową. Po przerwie świątecznej będą to książki i pisarze (muszę wcześniej przeczytać aby coś na ten temat napisać).

Najbardziej znaną kapelką z nurtu Gothic/Doom Metal z elementami instrumentów smyczkowych  w Kolumbii jest Ethereal – posiadam jedną płytę As Sad As Beautiful z 1998 roku.

A oto Fear of the Dark w ich wykonaniu

Następnym będzie Brutal Death Metal 🙂

Wróciłem

Chwilę musiałem odsapnąć i przyzwyczaić się do zimy.

W poniedziałek myślałem, że nie mam „JetLega” – obudziłem się o 9tej i jazda na letnich oponach do pracy. Wcześniej przed wyjściem dzwoniłem do warsztatu gdzie leżą moje opony aby je założyć, lecz nikt nie odbierał. Pierwszy raz jechałem z duszą na ramieniu, jadąc Baletową jechałem jak największa „ciota” z największym możliwym odstępem, tylko aby dojechać. Prawie dojechałem… w Dawidach, na światłach jakiś idiota wymusił skręt w prawo w Baletową, dwa samochody przede mną zahamowały, a ja wciskając hamulec poczułem większe przyspieszenie, więc zamiast wjechać w tyłek jadącej przede mną ciężarówki wjechałem w zaspę. Następnie przez chwile Baletowa była nieprzejezdna bo próbowałem z niej wyjechać 🙂

Później już z godziny na godzinę przyzwyczajałem się do panujących warunków i modliłem się, żeby takich idiotów nie było więcej. Tu apel do twardzieli z krótkim bacikiem, bo wczoraj tylko tacy szaleli na drogach – mając zimowe opony trzeba też umieć jeździć, bo na lodzie najlepsze zimowe gumki, ani radyjko nie pomoże. Dodatkowo – nie wszyscy mają zimowe opony – dla przykładu koszt dla ciężarówki jest tak wysoki, że nie wyobrażam sobie, że każda ma zimowe oponki. Nie jesteście sami na drodze!!! Sami wyhamujecie ale ktoś może Wam wjedzie w tyłek.

PS. Dziś już gumki zamówiłem, bo dwie tylko po ostatnim sezonie zostały i jutro wreszcie zmienię… Możecie wołać na mnie zaklinacz ciepła… bo chyba nie będą już więcej potrzebne w te święta 🙂

PS2. Bagażu nadal brak 😐 Wczoraj rano pastę syna używałem aby umyć ząbki…

Welcome to Poland… It is not so easy!

Czy już pisałem, że jeśli coś dziwnego ma się stać to stanie się mi?

Podróż do Polski nie była taka banalna jak przypuszczać można było. Przed odlotem pojechaliśmy do najbardziej wykręconej, największej i najlepszej restauracji w Kolumbii – Andres Carne de Res. Niesamowicie wielka i totalnie wykręcona restauracja. Po obiedzie na lotnisko – pożegnałem się się i… pierwsza niespodzianka – samolot z Paryża do Warszawy jest odwołany, więc otrzymałem bilet na lot z LOTem i wskazówkę abym tam wziął boarding pass. Spóźniony 2 godziny doleciałem do Paryża. I następna niespodzianka… Ten samolot też został odwołany.

Poszedłem do Informacji Przesiadkowej Air France, stojąc w godzinnej kolejce i dowiedziałem się że już dziś to ja nie polecę – widziałem jak Pan drukuje mi voucher na hotel. Tragedia pomyślałem, może spróbuję wypożyczyć samochód i wrócę wcześniej do Polski, ale… w komputerze pojawiła się następna niespodzianka – samolot o 18:35. Otrzymałem więc w zamian voucher na obiad i bilet na samolot. Przy przejściu przez bramkę straciłem Rum kupiony w Duty Free… Oczy mi się zamykały więc troszkę przespałem siedzenie 7-mio godzinne na lotnisku. O 17:30 poszedłem poszukać swojej bramki o dowiedziałem się, że samolot jest opóźniony i wystartuje o 19:50. „Jeszcze powinien mi zginąć bagaż” pomyślałem.

W końcu o 22:50 byłem na Okęciu, wszyscy otrzymali bagaż a ja? oczywiście nie! Czekałem przez chwilę, aby może nie było to zagranie straży granicznej by dokładnie zobaczyć/sprawdzić osobę podróżującą z Kolumbii. Niestety nie… Jestem w domu i zamiast bagażu mam kartkę z reklamacją.

Długi to był dzień…

Bye, Bye Bogota… I will miss you

Niestety jutro o 18:30 (0:30 czasu polskiego) mam samolot do Europy. Przepraszam, że mało pisałem, ale już tak przywykłem do lokalnych zwyczajów, że nic, lub prawie nic, już mnie nie zdziwi. Umiem bez problemów przechodzić przez ruchliwą ulicę, co nie jest łatwe. Wiem, że gdy są światła (co jest rzadkością), na zielonym lepiej popatrzeć czy nic jedzie. Gdy chodzę po budynku największego klienta lokalnego oddziału mojej firmy wszyscy mówią „Hi Szemas”. Czuję się tu jak w domu. Problemem jest tylko brak znajomości języka hiszpańskiego, co uniemożliwia jakiekolwiek konwersacje na mieście.

Mam kilka spostrzeżeń z mojej wycieczki:

– „Ice People” – to według Kolumbijczyków większość poznanych przez nich Europejczyków. Zgadzam się z nimi, gdy wsiadam w Polsce do transportu publicznego wszyscy unikają kontaktu wzrokowego, a po takim zamiast uśmiechu można zobaczyć nienawistne spojrzenie.

– Wczoraj byłem w klubie dla Panów i przyznam, że byłem w szoku, gdy ojciec przyszedł z synem (pełnoletnim) i zafundował mu taniec. Mam nadzieję, że za 15 lat zrobię to samo 🙂

– Lepiej jechać tu z dwoma kartami Visa i MC. Płacąc Visą w 99,9% będziecie odrzucani. Bankomaty wypłacają z tej samej Visy, ale jak jest to karta kredytowa to nie jest za świetnie. Kurs aktualny 2000 PES = 1$.

– Polska gościnność to nic w porównaniu z kolumbijską.

– Kolumbijki, ale jak zobaczyłem kiedyś w Harendzie i Polki, bardzo lubią innych od siebie. Jak masz inny kolor oczu niż brązowy i mówisz po angielsku i jesteś w jakimś pubie poznajesz wiele nowych znajomości 🙂

– Kolumbijczycy to katolicy bardzo wierzący!

– Centra handlowe i sklepy są otwarte w niedziele i święta.

– Cennik: papierosy 4000PES, piwo 2000-4000PES w knajpie, obiad 10000-15000PES. Taniec „puty”  60000PES.

Kończąc ten wpis, mam nadzieję, że nie przeżyję szoku termicznego zmieniając 20stopni na 10 na minusie i mam wielką nadzieję, że z Paryża da się latać do Warszawy…

Historia

Dziś nie będzie zdjęć, bo poszliśmy do knajpki tak jak ostatnim razem. Lecz dziś nie było aż tak wesoło, ale było wzniośle, porozmawialiśmy dużo o historii… Chcieli dowiedzieć się o Centralnej Europie.
Jak pisałem, Kolumbia, tej tradycji i historii ma troszkę więcej, jednakże dziś to ja byłem pod krzyżowym ogniem pytań – zobaczcie po pytaniach, że więcej o nas, niż my o nich:

– Czemu tak szybko, jak domino – zniknęła radziecka okupacja – byliście pierwsi, ale jak pojawił się ten rozkaz do zmian? – Przyznam szczerze, że nigdy nikt mi takiego pytania nigdy nie zadawał i odpowiedź nie była prosta.

– Czy Czechy i Słowacja nienawidzą się nawzajem, przecież byli jednym państwem?

– A dlaczego inaczej jest na Bałkanach?

Słabo?

BTW: Dowiedziałem się, że JPII jest bardzo poważanym papieżem w tych stronach i gdy zmarł, ludzie płakali i modlili się… Tysiące kilometrów, ale przesłanie to samo.

BTW2: Respecta od Kolumbijczyków za lata rozbiorów i pielęgnowanie kultury!

Złoto, koka i tradycja

Dziś byłem w „Gold Museum” w Bogocie. Przyznam, że wiele się nauczyłem. Po pierwsze to to, że nasza historia pomimo tego, że jest długa to 15 tysięcznej historii nie pobije. Po drugie w życiu nie widziałem tyle złota co w muzeum. Po trzecie maski, które tak upodobałem w domu były używane w grobach, więc wieszanie na ścianie troszkę jednak nie pasuje.
Wszędzie widać symetrię, dodatkowo można było przeczytać o czczeniu niektórych zwierząt np. jaguara.

W niektórych opisach kultury w muzeum można przeczytać o bardzo ważnym elemencie tradycji – liściach koki. Tak się właśnie wtedy zastanowiłem, czy jednak ten element bardzo nie pomógł w tak szybkim rozwinięciu kultury 🙂 Ale z drugiej strony mając cały czas fazę nie byli w stanie oprzeć się Hiszpanom. Coś za coś 🙂

Oto trochę zdjęć które udało mi się zrobić:

Continue reading