Do celu

Wiem, że cała Polska dyskutuje na temat poniższego rapowania – słyszałem go w radio podczas mojej jazdy do Katowic i… uśmiechałem się całą mordką. Chłopaki „śpiewają” całą prawdę!

Wiem, że niektórzy powiedzą, że wyśmiewali śp Lecha, ale nie… Oni, tak jak ja nie chcą Jarosława, który jest tu jedynym obiektem żartu. Gdyby PiS wystawił Ziobrę, a brat czuł się być w żałobie nic by nie było… Ale cóż… „Po trupach do celu”

407 Podróżnik

Potrzebowałem zastępczych samochodów aby pokochać moją srebrną strzałę. W ostatnich dwóch dniach zrobiła 1200km i jeszcze bardziej ją kocham. Nie myślcie przypadkiem, że kocha się bardziej to co się straciło, bo może w przypadku samochodów to się, poniekąd, tyczy. Ale życia i kobiet nie…

BTW: Wysłał się dziś PIT i 1% poszedł dla Covana!

Zawsze może być gorzej

Niestety pożyczone C1 zostało oddane i otrzymałem firmowego Berlingo. Nigdy, ale to nigdy nie spodziewałem się, że coś takiego może jeździć, a dodatkowo zastanawiam się, kto tak o niego dbał. Możecie nie uwierzyć, ale samochód z zewnątrz wygląda niczego sobie, z papierów wynika że ma silnik 1.4 benzyna (miałem kiedyś Xsarę z takim silnikiem – o dżizas i nawet znalazłem w trakcie pisania tej notki jej autotest – nic w przyrodzie nie ginie). Wydawać mogłoby się, że jest nieźle, ale wytrawne oko zauważy, że para kół tylnych już nie stoi pod tym samym kątem. Nie jest źle. Odpalam samochód – ruszam. Ruszyć nie mogę, czuję jakby silnik pracował na trzech cylindrach. Dalsza jazda to nauka pokory – maksymalne obroty jakie udało mi się wykrzesić to 4500, na czwórce pojechał 90 a maksymalną prędkość na piątce 110. No może 115 jadąc z wiaduktu. Kolega mówiąc mi o tym samochodzie śmiał się – „Uważaj bo Solaris Ciebie wyprzedzi”. Nie wyprzedził, ale ze świateł do 30tu oddalał się ode mnie, pomimo tego, że miałem „gaz podłogę”. Wyprzedzania, dzięki pierwszemu mojemu samochodzikowi – maluchowi, nauczyłem się przy małej mocy i braku możliwości redukcji i to dziś bardzo się przydało. Cóż, wniosek jest jeden – nie narzekaj 🙂

PS. Klimatyzacji oczywiście nie miał, a fotel kierowcy zachowywał się jak fotel bujany.

Tygodniowa przerwa od wrażeń

Od ostatniego wpisu czas pełzł, a dodatkowo nie chciałem pisać, nawet tego co mi na myśl przyszło, bo powszechnie wiadomo, że milczenie jest złotem.

A jednak dziś wszystko wróciło do normalności – musiała mnie spotkać oczywiście przygoda… zgadniecie o czym napiszę? O moim ukochanym francuskim samochodzie.

Był wiosenny poranek, godzina poranna, wszystkie mechaniczne pojazdy poruszały się z punktu D-om do punktu P-raca. W tym tłoku samochodów znajdowałem się i ja. Z głośników wydobywała się ostrzejsza niż w ostatnim tygodniu muzyka, przemierzałem codzienną drogę z Ursusa do Piaseczna ulicą Baletową. Za przejazdem kolejowym stanąłem w lekkim zatorze, ponieważ przed ulicą Jeziorki miała miejsce stłuczka. W wolnym tempie samochód toczył się do przodu. W pewnej chwili zobaczyłem, że samochód przede mną bardzo „kopci” – duża ilość dymu pojawiała się przed moją maską. Moment, moment – pomyślałem. To nie samochód poprzedzający, a z pod mojej maski wydobywa się ten dym!!! Natychmiastowe spojrzenie na temperaturę – OK – 90kilka stopni, szybko przejrzenie innych wskazań – wygląda, że jest wszystko prawidłowo, ale czemu wydobywa się dym? Szybka kalkulacja – gaśnica w bagażniku, otwarcie klapy zrobi kurację tlenową, co może się skończyć niebezpiecznie. Ostatecznie doszedłem do wniosku – zatrzymuję się, uchylam klapę, a jak się już pali to uciekam dzwoniąc na 998. Zatrzymałem się, więc, uchylam bardzo powoli przednią maskę… Dym jest, ale ognia nie ma. Czy to na pewno dym? Nie… wygląda na to, że to para z chłodnicy, dodatkowo w zbiorniczku wyrównawczym mała ilość płynu. Tylko niepokojący zapach spalenizny.
Wsiadłem z powrotem do samochodu i ruszyłem w dalszą drogę, dzwoniąc w międzyczasie do serwisu, w którym ostatnio byłem w czwartek gdy wymieniono mi chłodnicę, lecz do klimatyzacji (bodajże nazywa się to skraplacz?). Dowiozłem moje 407 nieszczęść do serwisu.

Okazało się, że pojawiły się nieszczelności w systemie chłodzenia i jest do wymiany chłodnica – zastępnik 600 + robocizna 400. Dodatkowo nie da się udowodnić, że nieszczelność mogła powstać przy ostatniej wizycie.  Cudownie…

To nie wszystko o czym chciałem napisać, bo jeszcze udało się pożyczyć samochód zastępczy, oczywiście nie myślcie że z serwisu ASO – Citroen C1 – obiekt dzisiejszych kpin szefa, że następny samochód dla mnie to takie cudeńko – małe, dla ludzi młodych, jak jedziesz na imprezę to zastanawiasz się czy brać alkohol czy pasażerów – do bagażnika nie wejdzie nawet zgrzewka piwa – do przewozu takich bagaży należy złożyć siedzenia. Po stronie kierowcy brakuje przycisku do otwarcia okna pasażera. Czemu? Bo spokojnie prawą ręką sięgnie do przycisku po drugiej stronie.
Ale… Samochodzik, 55KM z wagą 800kg przyspiesza – dużo lepiej niż taki Praktik z silnikiem 1.4 TDI, zaparkuje się wszędzie, a na moim miejscu garażowym mógłbym postawić takie dwa 🙂 A i jeszcze jeden plus – ma klimatyzację.

Przeklęte miejsce

Odstawmy na bok preferencje polityczne, zadry i wszystkie inne polityczne emocje.

Pisałem kilka razy na blogu, wątpiąc w ideę żałób narodowych, lecz w dzisiejszej sytuacji myślę, że wszyscy zachowali się jak na najbardziej emocjonalnie dojrzałych obywateli przystało – taka tragedia nie zdarza się, trudno nawet wymyślić ją w filmie science fiction. Ale, niestety, stała się. Nikt odgórnie nic nie wymagał i ustalał. Przyznam, szczerze, miałem w domu syna, który miał obiecany wyjazd na kartingi i gdy dowiedziałem się co się stało  zmieniając po telefonie kolegi  z  MiniMini na TVN24 to niedowierzająco stałem i po chwili tylko synek wyrwał mnie z letargu.

Niestety sam nie wiedziałem co w takiej chwili uczynić z synem, bo wszystkie obiecane zabawy zostały odwołane, koniec końców przesiedzieliśmy w domu, bo nie wiedziałem jak się zachować, wiem, że zapyta mnie za kilka lat ucząc się na historii co się stało, a co my wtedy robiliśmy i co mu powiem? Nie chcę odpowiedzieć mu – Byliśmy na zakupach, bawiliśmy się, czy cokolwiek podobnego. Wykluczone!

Więc nie było dziś u mnie bardzo emocjonująco, ale wie o tym, że wiele osób z najwyższych osób z Państwa poszło do aniołków.

PS. Czytając niektóre komentarze znajomych na temat hipokryzji – chciałbym się do tego odnieść, bo może mój wpis też jest takim, według nich – jak już zauważyłem w pierwszym zdaniu, a dodatkowo ogólnie dobrze przyjętym jest mówić dobrze o zmarłych muszę przyznać że nie ja ale osoby, które nie poczuły nic w sercu, gdy zginęło tyle ważnych publiczne osób powinny zastanowić się nad samymi sobą.

Ach ten 407

Ma 108 tys i jest troszkę młodszy od mojego syna… o jakieś dwa miesiące. Coraz bardziej go lubię… Po szybkiej jeździe po autostradzie, kilkaset kilometrów, trzeba mieć litr oleju aby dolać. Spryskiwacze na szyby często szwankują, więc jak już jadę tą autostradą to muszę zjechać na MOPa i zwolnić by spryskać szyby płynem wydostającym się ze spryskiwaczy reflektorów. Szczególnie samochód dba o moje bezpieczeństwo mierząc ciśnienie w oponach, a gdy wykryje za niskie to mnie o tym poinformuje, lecz gdy zjadę na stację dopompować to cała konstrukcja czujnika urywa się gdy próbuję odkręcić zakrętkę  i zamiast minuty na stacji, spędzam kilkanaście zmieniając koło. Dodatkowym deserem do „pitstopa” będzie koszt takiego czujnika – 390 zł!
O zdrowie moje także dba… zawsze na wiosnę, co roku, nie pozwala mi abym się przeziębił – klimatyzacja nigdy nie działa po zimie. W zeszłym roku dwukrotnie (wiosna była raz, ale dwukrotnie klimatyzacja nie działała).

I już tych pozytywnych cech… wystarczy. Było minęło, miałem wizytę w serwisie.

Dziś sprawa z olejem zakończyła się dolaniem dodatkowego litra. Spryskiwaczy ponownie przeczyszczeniem. Czujniki zostały, po prostu, wyłączone – lepiej przeprogramować komputer za 100 zł niż wydawać 390zł na jeden czujnik. Jakby ktoś chciał to mam trzy do sprzedania 🙂

A sprawa klimatyzacji zakończyła się zamówieniem skraplacza, który według mądrzejszych tym razem się zepsuł. Więc nadal z otwartym oknem lansuję się w mojej srebrnej strzale typu Station Wagon, jak co roku o tej porze.

Już po świętach

Takich pustek to ja już nie pamiętam na mieście, a największe pustki to na osiedlu na przeciwko. Dokładnie dwa samochody na parkingu były a budynek wyglądał jak wymarły. Cóż „warszawiacy” wyjechali do domu. Skwitował „konstancińczyk” 🙂