Tradycyjny obiad

Dziś już w pełni świadomy tego co jem zjadłem świnkę morską – nie do końca morską, ale z rodziny.

Tak wygląda danie:

A tak wyglądają zwierzaczki (niestety zdjęcie słabej jakości):

A tak wygląda przyrządzanie potrawy, którą jadłem.

Co do jedzenia jadłem coś dziwnego, ale bardzo smacznego (nie pamiętam nazwy), ale jest to miks dwukolorowy – żółty to po prosty żółty ser, a ciemno czerwony to słodka coś a’la galaretka. Na poniższym zdjęciu można zobaczyć, że sprzedawane jest w folii, lecz dodatkowo galaretka jest w jeszcze jednej folii. Gdy chcemy skosztować, po prostu otwieramy opakowania i kładziemy jedno na drugie.
Całkiem smaczne, nie wiedziałem, że żółty ser razem z czymś bardzo słodkim może służyć jak katalizator słodkości.

Pierwszy dzień w Bogocie

Dotarłem, jestem, mam się dobrze. Lot z Warszawy do Bogoty rozpocząłem o 7 rano a zakończyłem o 22 giej (16ta czasu lokalnego). Specjalnie aby nie mieć tzw. JetLega trzymałem się dzielnie jeszcze sześć godzin, zwiedzając centra handlowe i knajpki 🙂

Tym razem nie mieszkam w hotelu, lecz w apartamencie, wynajętym przez lokalny oddział mojej firmy dla pracowników przyjeżdżających na jakiś czas. Strasznie bałem się, że będzie to dziura zabita dechami, a śniadania będę musiał zjadać na mieście próbując gestami wytłumaczyć co bym chciał zamówić (tak jak pisałem kilka razy podczas wcześniejszych podróży – prawie nikt nie zna angielskiego).
No i się zdziwiłem. Specjalnie porobiłem zdjęcia, bo jest na co popatrzyć. Urządzenie mieszkania jest kwestią gustu, jednakże rozmiar i lokalizacja zapiera dech w piersiach. Apartament znajduje się na ostatnim (5tym piętrze) budynku. Wchodzimy i pierwszy rzut okiem na salon:

następnie za salonem znajduje się taras z odsuwanym dachem:

żeby tego było mało na tarasie znajduje się też siłownia:


Wracamy do wejścia i patrzymy w lewo,


po lewej znajdują się drzwi do toalety

i do pokoju:

Idziemy dalej – tu znajduje się mój pokój:

razem z łazienką

i… jacuzzi

Wracamy na taras lecz wcześniej wejdźmy do kuchni. Nie wiem czemu te wszystkie garnki są na wierzchu i nie ma czajnika, ale jakoś sobie rano poradziłem z poranną kawą.

w lodówce z wczoraj znajduje się jedyny artykuł spożywczy:

oto kilka widoków z tarasu:

Hint

W piątek pisałem jakoś o drodze Konstancin-Wilanów, a teraz szybciutko o drodze w drugą stronę. Przez długi czas fotoradar był zamalowany farbą, przed zjazdem do jednego pasa. Dziś był czyściutki i niestety też załadowany.

Było blisko :)

W czepku urodzony, no inaczej nie mogę tego skwitować.

Codziennie, już od tygodnia policja czyha w godzinach wieczornych przy drodze z Konstancina do Wilanowa w okolicach Powsinka. A jak nie Powsinek to na Wiertniczej, po prostu stały fragment gry w obliczu dziury budżetowej.

Gdybyście dni wcześniej widzieli „miśków” celujących laserowym radarem – współczułem wtedy złapanym, bo niemalże oczekiwałbym od strony policjanta  tekstu – „A gdyby tu wasz synek z grupą stuosobową odlatywał i każdy z rodziców chciałby wejść, to jaki byłby tłok…”  (na prostej dwupasmowej drodze z widokiem po obu stronach na pola uprawne z ograniczeniem 60km/h).

Sposób jest prosty na jazdę tam, po prostu mieć 500 metrów wcześniej wabia i nawet gdyby jechał zgodnie z przepisami to w miejscu gdzie stoją miśki to i tak wciśnie hamulec. Idealnie się sprawdzał do dnia dzisiejszego.  Dziś jednak widząc, że mgła spowiła całą okolicę troszkę przyspieszyłem na tym odcinku z ograniczeniem prędkości rodem z filmu Miś, pomyślałem, że nie da się używać laseru w takich warunkach.

A jednak… Stali przed zakrętem, jednak zauważyłem ich już będąc lekko spalonym, bo mogłem już zostać namierzonym. Lepiej jednak schować się przed inny samochód i mieć nadzieję, że przy tej ilości samochodów to zatrzymają tego przed 🙂 Nie zatrzymali żadnego z nas więc trzeba znów przyspieszyć. Dojeżdżam do świateł i widzę, że zbliża się coś szybko do mnie, więc jako kulturalny kierowca z poznańskimi numerami zjechałem od razu na prawy pas dając możliwość rozpędzenia się samochodowi z tyłu. Jednak on zdębiał i zjechał na mój pas, patrzę na markę Opel Vectra. Pierwsza myśl – no to już mam mandat, patrzę dalej kamerka – eeee… spoko taką też mój autorski ADVR obsługuje. Zwolniłem prawie do wartości brzegowych, wyłączyłem głośno i szybko grające Virgin Snatch i czekam na znak w postaci lizaka.  Jechał chwilę za mną, zorientował się, że ja już wiem, Zmienił pas na lewy i powolutku dojeżdżał aby zrównać samochody… Byłem gotowy i uśmiechnięty patrząc w lewą stronę czekając (miałem nadzieję że wraz widzami TVN Turbo) na znak… Jednak nie… Dojechaliśmy tak do McDonalda, a tam panowie pojechali z powrotem a ja do domu..

PS. To była ciemna Vectra z rejestracją WWL

nie a może tak?

Było sobie małe dziecko, oczekujące na ciepło rodziców i ich miłość, rodzice natomiast byli zajęci pracą i dodatkowo jedno z nich rządne było cały czas  byciem lepszą i najlepszą. Dziecko dorastało, jedno z rodziców wyprowadziło się z domu, nie czując jakiegokolwiek rodzinnego charakteru. Oboje rodzice lubili się zabawić, lecz nadal nie dziecko, tylko dobra impreza dawała radość obojgu – oczywiście spędzając je osobno. Czas, wyprowadzki jednego z rodziców nie był żadną udręką, bo drugie od razu wyprowadziło się do rodziców, którzy mogli dziecko przytulić i wychować, gdy dwoje rodziców wspólnie ale już oddzielnie imprezowało… ale bez dziecka i czując się wolnymi. A gdy nie była to zabawa to musieli sobie wspólnie dopiec i robić nadal  karierę wmawiać wszystkim jacy są zajebiści.

dobrawku, ja myślę że ty i b* rozwiedliście się nie dla świętego spokoju