Legoland

Dzień po powrocie z Kolumbii pojechałem po synka i w poniedziałek rano wyruszyliśmy na lotnisko, aby wspólnie, po raz pierwszy, odwiedzić Billund w Danii.

Szokiem dla mnie było to, że udało nam się dotrzeć tam Lufthansą, bo jak się później okazało to Billund to lotnisko, fabryka Lego, Legoland i nic więcej. A jednak lata tam wiele samolotów rejsowych. Lotnisko było o dużo większym standardzie niż to, które widziałem w Bogocie (ale za dwa lata nie będzie to prawdą). Każdy kto był w Legolandzie wie jak ono wygląda, nawet nie lecąc samolotem, ba… nawet nie będąc na lotnisku 🙂

Dla mnie lekkim szokiem, dzień po Kolumbii, były ceny. Zestaw hotdog + cola, 50 DKK. Gdy w Ikei w Jankach…

Finansowo wyjazd był najdroższym w moim życiu, ale synek, na pewno miał najwspanialszą, jak dotąd, wyprawę w swoim życiu – leciał, po raz pierwszy, czterema samolotami a poza tym bawił się przednie, ja też… Wrócimy tu jeszcze 🙂

BTW: Obawiałem się o młodego, że będzie mu zatykało uszy. Pamiętam, jak w jego wieku, płakałem lądując w Goleniowie lecąc na wakacje i bałem się że spotka go to samo. Wiedziałem, że za moich czasów samoloty były z innej bajki, ale i tak – przezorny, zawsze, ubezpieczony, wziąłem ze sobą gumy balonowe. Przy starcie i przy lądowaniu podawałem synkowi i ani razu, nawet nie powiedział, że coś jest nie tak. A… jeszcze jedno, będąc przy hintach to bałem się także że będzie się nudził, więc nagrałem na mojego Samsunga trochę (znaczy prawie wszystkie) odcinki „Sąsiadów” i dodatkowo wziąłem słuchawki. Pomysł okazał się trafny – nawet miałem czas na poczytanie książki w samolocie 🙂