W końcu… Znowu.

W końcu znalazłem się w domu. Ale oczywiście, nie bez przygód, bo przecież to byłoby za proste 🙂

Doleciałem zgodnie z oczekiwaniami o 9:05 na Okęcie, wszystko wydawało się już proste, widziałem już siebie w łóżku odsypiającego krótką noc we Frankfurcie, ale nie… jeszcze musiało się coś zdarzyć. Prawie powtórka z Kolumbii. Wszyscy dostali już bagaże, a ja stoję… Po chwili wyjeżdża mój bagaż, biorę go i idę do wyjścia, przy wyjściu spostrzegam straż graniczną z psem zerkającą na mnie kątem oka. Myślę – „Znowu”. Mijam strażników, w tym samym czasie  strażnik puścił smycz z psem, ale jak można wywnioskować pies stał nadal w tym samym miejscu. Ja idę dalej… Wtem, za chwilę – „Zapraszam Pana, proszę o paszport”. Musiałem otworzyć bagaż, został przeszukany. W międzyczasie spytałem o to, co ze mną jest nie tak, bo niemalże zawsze historia się powtarza, czy wyglądam tak źle że zawsze jestem kontrolowany. Na to usłyszałem „Za dobrze”. Cóż, może i tak… Nie wyglądam na tego kim jestem i co robię, nie mam obrączki i ubieram się młodzieżowo, więc ponoszę cały czas tego konsekwencje. Ale chociaż potem spełniłem to co miałem w planach – umyłem w całym domu okna. 🙂