Taksówki po turecku…

Kilka słów na temat taksówek napisałem na wczoraj na Facebooku z powodu irytacji, lecz gdy emocje opadły opiszę trochę przygód z taksówkami.

Na samym wstępie wspomnę, że znajomość angielskiego przeciętnego taksówkarza to słowa „OK”, „No problem”. I to wszystko. Nawet z pod lotniska mówiąc nazwę hotelu, ba, nawet (już teraz płynnie)  nazwę ulicy gdzie mamy jechać to nie wystarczy. Ja, już drogę znam i bez przeszkód dotarłbym tam sam, ale ze względu na to, że Turcy jeżdżą podobnie jak Kolumbijczycy lecz dużo szybciej nawet nie wychylam się aby wyrobić sobie międzynarodowe prawo jazdy i wypożyczyć samochód (chodzi mi po głowie pojechać do Karsu – miasta opisanego w Śniegu Orhana Pamuka, ale o tym kiedy indziej, jak będę miał wenę). Pomoc angielskojęzyczna, czyli wskazówki dawane przeze mnie, nie za bardzo się zdają, więc niektórzy, mając GPSa dojeżdżają, niektórzy pytają na CB i też dojeżdżają. A niektórzy, muszą być pokierowani przez telefon przez kolegę Turka, do którego dzwonię już kiedy nie jestem w stanie już nic zrobić, czy też powiedzieć. To samo dotyczy innych miejsc w Ankarze, nie tylko hotelu. Wczoraj, taksówkarz błądził aby znaleźć mój hotel, a ja w momencie kiedy ogarniałem miejsce w którym się znajdujemy, podziękowałem, zapłaciłem i wyszedłem na spacer aby już dłużej nie patrzyć na męczarnie kierowcy.

Jest wiele sytuacji, kiedy można się targować… Taksówka, pomimo tego że jest taksometr też jest takim miejscem – po pierwszym pobycie lekko się wycwaniłem i wiedziałem, że droga będzie kosztować około 70ciu TRY (Turkish Lira) (130 PLN), w portfelu miałem tylko 60 a resztę w kieszeni. Gdy dojeżdżaliśmy na miejsce zaczynałem mówić, że muszę do bankomatu, bo mam za mało i mam tylko 60. Zawsze słyszę słowo „No problem”.

Gdy chcemy rachunek to musimy nauczyć się jednego słowa „fisz”. Wcześniej, gdy go nie znałem, Pan odwiózł mnie na lotnisko, proszę o „Receipt”, a on na „Good Bye, Have a nice flight”. Skończyło się na tym, że pokazałem rachunek, a Pan: „Fisz, no problem”. Śmieszna historia spotkała mnie w  niedzielę gdy poprosiłem, dojeżdżając do hotelu o „fisz”, a pan, przeszukał całą taksówkę i nie znalazł długopisu, więc wyszedłem do hotelu pożyczyć. (sam też nie miałem).

Teraz pozytywy. NIGDY, nie spotkałem się z próbą oszustwa ze strony taksówkarza – NIGDY nie wiózł mnie robiąc wycieczkę na przeciwległy koniec miasta, NIGDY też rachunek za podobną trasę nie różnił się od średniej. Tak więc nie jest źle! A dla portfela lepiej niż w Warszawie.

BTW: Gdy stoję z papierosem i podjeżdża taksówka, zdarza się, że usłyszę „No problem”, to jest zaproszenie typu – wsiadaj z fajem, ja też palę.