Valencia

Właśnie wróciłem do domu po weekendzie w słonecznej Hiszpanii, będąc na wyścigach Formuły 1, gdzie Robert Kubica zajął trzecie miejsce.

Wyjazd był najbardziej pechowym i najśmieszniejszym z jakichkolwiek, które odbywałem. Nie będę wiele dziś opisywał, ponieważ jestem strasznie zmęczony. Ale kilka spostrzeżeń muszę!

Utarte jest, że Polacy to złodzieje, ale nie mogę się z tym zgodzić, ponieważ, odpukać, nigdy nie zostałem na plaży okradziony, lecz w Valenci, kiedy poszedłem się kąpać w morzu zostałem. Nikogo przy ręczniku nie było przez dwie minuty, a w tym czasie z moich spodni zniknęła komórka i zegarek, więc zdjęć nie będzie (a miałem ;( – jedyne co link z hotelu, który polecam z całego serca).

Muszę przyznać, że Hiszpanie i ich linie SpainAir „rządzą”. Nie wspomnę, że do Valenci lecieliśmy MD-82 takim samym jak rozbił się w Madrycie.

Samolot, z Valenci do Barcelony spóźnił się 4 godziny przez co cały plan przesiadkowy wziął w łeb. Czekając na samolot skończyły się papierosy i w poszukiwaniu automatu znaleźliśmy się w knajpie dla taksówkarzy, jakieś pięć minut drogi od lotniska. Tam zrozumiałem hiszpańskie podejście. Ale może na samym początku wspomnę, że granica alkoholu u kierowcy w Hiszpanii to 0,8. Taksówkarz jechał „na kurs”, wracał do knajpy i zamawiał znów jakiś alkohol.

Myślę, że jest to najbardziej zadowolony naród w Europie, wszystko powoli bez pośpiechu, z uwzględnieniem siesty, a dodatkowo bezstersowo znieczulając się alkoholem. 🙂

W trakcie czekania okazało się, że jeden z nas zapomniał dokumentów z hotelu… Następnie, gdy już hotel miał wysyłać taksówkę z paszportem, znalazł dowód osobisty.

Zamiast lecieć Valencia -> Barcelona -> Warszawa polecieliśmy  Valencia -> Barcelona -> Monachium -> Warszawa i zamiast być o 19tej w Warszawie przylecieliśmy o 23:30, lecz tu pojawił się Zonk, bagaże nie doleciały.

Mam kupę klocków Lego dla syna, koszulkę z wyścigów ale nie mam dla siebie nic… Nawet szczoteczki do zębów.

Latam wiele, ale pierwszy raz widziałem taką tandetą, jak na lotniskach w Valenci, czy w Barcelonie, gdzie Panie wypisywały boarding-pass ręcznie. Może okrutne stwierdzenie, ale wiem czemu spadł samolot „Szpanera”- mechanik miał 0,8 promila sprawdzając silnik i nie zauważył awarii, a reszta miała sieste i nikt go nie sprawdził.

Zastanawiam się, czy jutro dolecą bagaże, bo chyba będę musiał zrobić wielkie zakupy ;(

Ale mimo wszystko bardzo mi się spodobała Hiszpania i na pewno tam jeszcze pojadę, lecz mając już większy bagaż doświadczeń – nie skorzystam z usług SpainAira a dodatkowo będę uważał na złodzieji.

A na koniec – bardzo mało było polskich kibiców w Valenci. Szkoda 🙁