Don’t promise too much

Tak sobie właśnie myślę, po wpisie poprzednim, że muszę coś napisać…

Półtora tygodnia temu byłem na wyścigu cartingowym, firmowym… Jako, że byłem wtedy opiekującym się synem to pojechałem z nim. Syn okazał się super synkiem, bo zobaczył trofea i poprosił abym zdobył puchar dla niego, ja bez żadnego wcześniejszego zastanowienia odpowiedziałem „Spoko Krzysiu, będziesz miał”. On, dopingował tatę i bawił się przednie, prezes został ulubionym wujkiem 🙂

I pojawił się problem – po treningu i kwalifikacjach pojawiłem się w finałach ale… na piątej pozycji. Myślę sobie – „No to ryfa” obiecałem, a przecież całość wymagania od siebie opiera się na obiecankach (spełniankach), więc muszę dać z siebie wszystko aby chociaż to 3cie miejsce mieć… I gdy stanąłem na starcie poczułem zew wojownika – na pierwszym okrążeniu wyprzedziłem zawodnika przede mną a w połowie wyścigu wskoczyłem na trzecią pozycję. Razem z synem weszliśmy na podium a ja odetchnąłem. Spełniłem obiecankę… Teraz jego kolej 🙂

Positive programming

Temat często w pracy poruszany – czym mniej doświadczony koder tym mniej ASSERTów (teraz w wysokopoziomowych językach t/c/f) wstawia, bo po co? w pozytywnej wersji wszystko zadziała. Później jak już się coś „krzaczy” wtedy powolutku dodaje „tracowanie” aby dojść do wniosku, że lepiej było wszystko przewidzieć.

To było moje podejście służbowe i przyziemne.

A teraz bardziej abstrakcyjne… Troszkę zdziwiłem się, że do Katowic wczoraj pojechaliśmy kolegi samochodem i nie ja prowadziłem… Ale jeśli kolega nie chciał to zapytałem czemu? Dowiedziałem się, że za bardzo pozytywnie podchodzę do sprawy… „Taki pozytywny programming drogowy”.

Cóż, powiedział to człowiek który wygrał ze mną w kartingach (a nawet ze wszystkimi, mimo to, że miałem najszybszy czas okrążenia), więc coś w tym jest…