Dzień ostatni – porażka

Wczoraj, w piątek 13tego, po pracy poszliśmy wspólnie z innymi pracownikami firmy do której zostałem zaproszony na „chlanie”. Nie mogę napisać – na piwo, ponieważ w Kolumbii wszyscy piją whiskey. Ja, będąc zwolennikiem piwa lub wódki, piłem piwo. Tego dnia zademonstrowałem jak w Polsce pije się wódkę, nawet znalazła się wódka Wyborowa. Bawiliśmy się prawie do samego rana – około 3ciej nad ranem byłem w hotelu.
Wcześniej umówiliśmy się na zwiedzanie Bogoty, abym zwiedził przed wyjazdem większość ważnych miejsc. Wspomnieć muszę, że najpierw umówiłem się z grupką odpowiedzialną za oprogramowanie na zwiedzanie, lecz honory domu chciał spełnić szef tegoż działu, tak więc to on miał mnie oprowadzać po Bogocie. Jeszcze w taksówce potwierdzał, że będzie po mnie o godzinie 10tej.

Wiedząc, że Kolumbijczycy mają w genach spóźnianie się – obudziłem się o 9:50 i byłem gotowy o 10:30, pomimo męczącego mnie kaca. Czekałem, wiedząc że normalnym w Kolumbii jest spóźnianie się godzinę i dłużej. O 12tej byłem zniecierpliwiony, ponieważ o godzinie 18tej jest już ciemno i czasu na zwiedzanie ubywało, wykonałem telefon. Telefon wyłączony. Pisałem SMSy. O godzinie 14tej zrezygnowany poszedłem do restauracji na obiad – nici ze zwiedzania.

Zastanawiam się teraz, jaki był powód że koleś nie przyszedł – tak był skacowany? Gdyby napisał SMSa – nie mogę, mam kaca. Mógłbym wziąć taksówkę i zwiedzić Bogotę sam, lecz o 13tej było to już nieopłacalne.
A może mentalność kolumbijczyków jest inna niż polska i po prostu – nie obchodzi ich co się dzieje z ich gośćmi. Tylko gdyby jeszcze w taksówce nie potwierdzał terminu…

Szkoda, jestem bardzo rozczarowany i zły!

Jutro o 8:40 mam lot do Caracass, niestety należy być 3 godziny przed odlotem, tak więc idę zaraz spać.