Życie kruchym jest…

Może się niektórzy śmieją, może drwią, ale po tym jak Nergal znalazł się w szpitalu i wiadomo było, że ma białaczkę, zdecydowałem się być dawcą szpiku. Zarejestrowałem się na stronce. Myślałem, że już o mnie zapomniano, bo trwało to prawie miesiąc, ale otrzymałem dziś wszystkie papiery wraz próbnikami. Jutro odeślę…

Dostajesz kopertę zwrotną, deklarację dawcy, próbniki i tak na prawdę nic Ciebie to nie kosztuje! W przyszłości, jeśli byłbyś potencjalnym dawcą to też nie jest nerka… Luzik, pomóżmy innym.

Krzyża nie musimy nosić i o niego walczyć, ważne, że tu – w głowie – te dwa elektronki empatii się zetkną.

Załapał…

W piątek zadzwoniła do mnie moja ex:
– Wiesz, Krzyś cały czas chce słuchać Sabatona i mówi, że Uprising to Powstanie. A „kawałek” mówi o Warszawie. Prawie się popłakałam. Właśnie oglądamy wspólnie oficjalny teledysk.

I to jest wpis będący komentarzem do wcześniejszego.

PS. W ten weekend mieliśmy płytkę jeden kawałek Krzysia (jedyny), a drugi taty 🙂

Dobra muza ma swoich fanów…

Niektórzy, którzy czytają Facebooka czytali już że mój syn poprosił kiedyś:
– Tata, może puścimy jakąś muzykę jaką zawsze słuchasz
– Dobrze, tylko poszukam czegoś lżejszego, bo to co teraz słucham jest za mocne
– Tata, mocne może być.

I tak przez tydzień próbowałem złożyć składankę, abyśmy nie pojechali z Rotting Christ Aealo (która notabene według mnie jest najzacniejszą płytą tej kapelki). Do wyboru w samochodzie był Acid Drinkers, Danzig, Sabaton i Volbeat. Wrażenia mojego czteroletniego syna były następujące… Acid Drinkers, są dwa kawałki do posłuchania… Na Nothing Else Matters zwątpił i poprosił o zmianę… (coś w tym jest), Danzig znosił nieźle, ale było to po Volbeacie i Sabatonie… Niestety dla mnie, ale nie do końca, pokochał Uprising i cały czas prosił o kawałek o Warszawie… Dziś, gdy odwoziłem go do domu słyszeliśmy już go chyba ze 20ty raz i po prawej stronie także można było usłyszeć mojego pierworodnego „śpiew” „Warszawo waaaaaaaaaa”    (pauza)    „aaaaaaaalcz”.

Niesamowite było dla mnie to, że młodzi ludzie jednak coś z tej muzyki wyłuskują… Dla mnie, po przemyśleniu – dużo refrenów i proste łatwe i do tego łapiące za ucho rytmy. Taki jest heavy metal dla mojego syna. A poza tym… jest coś z historii, martyrologii…

Tu link do ukochanego kawałka mojego syna

PS. On słyszał, nie widział… Bo nie powinien widzieć tego teledysku w tym wieku

Piękno

Ta abstrakcyjna pozytywna właściwość estetyczna od jakiegoś czasu gości u mnie w domu jak i w samochodzie. Co to? Muzyka Pain of Salvation.

O tym jak można grać cały czas to samo

Wpadło mi Disturbed – Asylum w łapę, lecz na pewno nie w ucho. Pomimo tego, że z całej historii kapelki, kilka utworów np. Inside the Fire czy Stricken bardzo mi się podobają, uważam całą twórczość za monotonną, graną na jednego „kopa” i nawet kilka słów bardzo często przewija się w tekstach na całej dyskografii. Asylum nie zaskakuje niczym, nawet nie można znaleźć jakiegoś utworu z wyższej półki, po prostu słuchasz i czujesz Déjà vu.

Bardzo jestem rozczarowany!

Metal Hammer Festival

Rzadko spotyka się takie festiwale gdzie nie ma „przerwy na piwo”, a dodatkowo czas pomiędzy wykonawcami nie pozwala nawet na lekki odpoczynek przy złocistym trunku. Dla mnie taki właśnie był Metal Hammer Festival.

Dotarliśmy z Krakowa około 15 specjalnie tak, aby obejrzeć Katatonię. Szwedzi zagrali długo, nawet sięgnęli po utwór z Brave Murder Day. To co mogło zdziwić to na jednym utworze, gdzie perkusja była lekko zakręcona na początku utworu zamiast zagrać na żywo słychać było ten instrument z taśmy i gdy nie sprawiała kłopotów perkusista użył pałeczek 🙂 Nagłośnienie poprawne, troszkę wokal za cicho, ale dla mnie dobry występ.

Następny z kolei był zespół, o który toczyłem boje, a nawet pisałem na blogu… Pain Of Salvation. Po obejrzeniu ich na żywo muszę stwierdzić, że odszczekuję wszystko co napisałem. Musiałem jeszcze przyznać publicznie, że dałem ciała oceniając tę kapelkę. Tak energicznej muzyki na koncercie chyba nigdy nie widziałem. Dodatkowo strasznie technicznej… Szkoda, że tak krótko, a dodatkowo mniej publiczności niż na innych zespołach… Może z tego samego powodu jak moja pierwsza ocena, nie za bardzo znana w Polsce…

Dalej Riverside, tłum na płycie, publika bawiła się idealnie, zagrali całą płytę ADHD, a zakończyli Panic Room’em…

Opeth, dał niezły popis swoich możliwości, kończący Deliverance poniósł chyba każdego, kto się w Spodku znajdował. IMHO – najlepszy kawałek festiwalu.

Dochodzimy do Korna… I tu kilka słów spostrzeżeń, gdy wychodziliśmy na szybkie (znajomi już na dłuższe) piwo po koncercie Opetha można było zauważyć „wymianę” – podczas gdy fani progresywnego metalu wychodzili, wchodzili młodzi fani nu metalu z koszulkami Korn. Można więc stwierdzić, że Korn pasował do innych kapelek jak pięść do nosa.

Ale, ja osobiście poszedłem na kilka utworów, kawałki znałem, publika dobrze się bawiła, ale kicz na scenie jaki się pojawiał mnie zniechęcił. Dodatkowo zmęczenie też wzięło górę nad opuszczeniem koncertu przed czasem.

Cóż, znów muszę przyznać, że lepiej z krizem nie wchodzić w dyskusję, bo miał rację…