Opeth w Stodole

Ponarzekało mi się trzy miesiące temu na koncert Opeth promujący płytę Heritage w Berlinie tu. A dziś, a nawet od razu po koncercie, musiałem odszczekać wszystko co napisałem wtedy.

Wygląda na to, że ktoś z PRu grupy czyta opinie fanów, bowiem koncert w Stodole był pełnym przeciwieństwem tego co mogłem zobaczyć w Berlinie.

Po pierwsze Mikaelowi udało się poruszyć tłum,  może dlatego, że usłyszeć można było utwory ze wszystkich płyt a nie tylko ostatniej. Znów można było podziwiać fenomenalne kawałki Deliverence, czy The Grand Conjuration. Mikaela żarty znów śmieszyły i czuć było kontakt z publiką. Odwrotnie do Berlina nie było świetnej oprawy świetlno-rekwizytowej, ale chyba, nie po to chodzi się na koncerty 🙂 Ja wolę się dobrze bawić, a nie nudzić się… Ten koncert był jednym z lepszych w wykonaniu Opeth na których byłem!

Kto nie był niech żałuje! A kto nie był w Berlinie też niech żałuje, bo tam Pain Of Salvation zagrało świetnie 🙂

Z ciekawostek, przyznam, że podoba mi się pomysł Stodoły z wielokrotnie używanymi kubeczkami (prawie to co w Niemczech), tylko należy je pilnować, bo niestety, po, dosłownie, kilkusekundowym brakiem kontaktu wzrokowego z pustymi kubkami okazało się, że ktoś je już za… (tego-tam).

A co można zrobić z Galaxy S2?

Na samym początku wpisać, że nie biorę żadnej odpowiedzialności za błędy spowodowane niezrozumieniem i zepsuciem (’zbrickowaniem’) telefonu!

Dzisiejszy wpis będzie lekkim FAQ, bo nie chce mi się powtarzać tego każdemu, kto chce coś zrobić (znaczy upgrade’ować) Galaxy S2. Bowiem wielu użytkowników oczekuje ze zniecierpliwieniem na upgrade przez Kies do Androida 2.3.6, a ja już z powodzeniem używam już 4.0.3 (bazującym na 'oryginalnym’ samsungowym XXLPB).

Wersja dla prostego użytkownika

1. Ściągamy program Odin 1.83

2. Wchodzimy na stronę z firmware’ami – kilk. Wybieramy sobie stabilny firmware (Wersje ICS są jeszcze w fazie beta, więc lepiej NIE, ale jeśli czujemy się być zaawansowanym użytkownikiem to przejdź do następnej instrukcji). IMHO: Najlepszy wybór to na dzień dzisiejszy: I9100XXKL1 (hasło do archiwum sobie wygooglajcie :P)

3. Wypakowywujemy Odina, jak i firmware.

4. Odpalamy Odina, po odpaleniu zobaczymy okienko

5. Wyłączamy telefon. Wciskamy trzy magiczne przyciski VolumeUpMenuPower, po chwili pojawi się ostrzeżenie o wejściu w tryb download. Można to przerwać przyciskając przycisk klawisz Volume Down lub też pójść dalej wciskając Volume Up.

6. Po wejściu w tryb download na ekranie pojawi się Androidek wraz z informacjami na jakim jesteś ROMie (custom/offiicial) jak i nawet licznik przeflashowywania telefonu (jak go skasować to w wersji dla zaawansowanych userów). W tym samym czasie Odin pokaże że znalazł urządzenie. Należy wybrać odpowiednie paczuszki z ROMa jak na poniższym rysunku (tu przykład z XXKL1)

7. Wciskamy przycisk Start w Odinie – trwać to będzie około 5 minut

8. Jesteśmy na oryginalnym (tzw. stockowym) ROMie I9100XXKL1, ale niestety mamy czysty ROM i konfigurujemy wszystko na nowo.

Wersja dla użytkownika zaawansowanego

Moja wersja dla zaawansowanego użytkownika radzi aby użyć tzw. Custom ROMu, ale cały czas być chociaż troszkę zgodnym z Samsungowym, czyli wybór pada na DarkyROMa.

1. Jeśli nie mamy jeszcze roota to wchodzimy na stronę DarkyROMa gdzie jest jest czysta wersja do zainstalowania przez Odina – kilk i postępujemy zgodnie z instrukcją. UWAGA: Po sflashowaniu custom ROMu, zawsze pokazuje się przy boot screenie trójkącik ostrzegający, że jesteśmy na czymś niepewnym (?!).

2. Jeśli już wdmuchaliśmy DarkyROMa to mamy super mały sofcik który nam pomoże w dalszym flashowaniu (jeśli chcemy oczywiście) – DarkyOTA.

Pozwala ona nam na sflashowanie ROMów (tzw. CWM) z pod poziomu Androida, bez używania Odina (i licznik flashowań się nie zmieni). Jeśli przejrzycie forum Darkiego zobaczycie, że istnieją wersje Base lub też Full. Full to wersja stable a Base to 'beta’.

UWAGA: ZAWSZE JEŚLI PRZECHODZIMY Z JEDNEJ WERSJI, NIE BAZUJĄCEJ NA TEJ SAMEJ PACZCE MUSIMY WYCZYŚCIĆ CACHE (Wipe User data). Jak poniżej:

No i hulaj dusza piekła nie ma 🙂 Gdyby coś się stało zawsze można wrócić lub wgrać firmware z pod poziomu CWM VolumeDownMenuPower

Ważne!!!

Przed rozpoczęciem należy pamiętać, że S2 ma licznik flashowań więc w serwisie od razu będzie widać co, jak i ile razy… Ale jest na to sposób. Mnie kosztował 3 funty i 30 pensów za przesyłkę – Takie małe „coś” z wejściem USB. Wystarczy wyłączyć telefon, wyjąć baterię. Włożyć baterię. Włożyć „dynks”. Po 5 sekundach telefon odpali się w Download Mode. Wyjmujemy „dynksa” i na ekranie ukaże się informacja o skasowaniu licznika flashowań (Trójkącik ostrzegający też znika wtedy, a telefon myśli że jesteśmy na oryginalnym ROMie!!).

I to chyba wszystko co już n razy przekazywałem – teraz macie ściągawkę.

POWTÓRZĘ JESZCZE RAZ – NIE BIORĘ ŻADNEJ ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA TO CO NAPISAŁEM!!

Zapytacie na czym teraz jestem? Na XXLPB z ICSem.

 

 

Galaxy S czy plus?

Niektórzy nie słuchają się mnie, bo może nie krzyczę, nie manipuluję, ale przy pytaniu co kupić „Galaxy S czy Galaxy S+” mówię i powtarzam olać plusa!

Wygląda na to, że Galaxy S+ był stworzony po to aby ludzie pomyśleli, że jest szybszy a mądrzejsi już zaczęli kupować S2.

Ostatnio, znaczy wczoraj musiałem ogarniać temat jak w ogóle mieć Androida 2.3.6 na tym telefonie. Nie było łatwo więc, jeśli ktoś chce to poniżej instrukcja obsługi, którą napisałem:

Co zrobić z Twoim telefonem? Bo nie chciałeś słuchać że masz kupić Galaxy S a nie Galaxy S+.

Najlepiej wyrzucić lub zamienić.

Ale da radę… Nie jest prosto.

Jak sam wiesz Kies w dupie ma Twój telefon podczas flaszowania. Więc sobie ściągnij Odina. Wszystko zgodnie z instrukcją: tu:

http://forum.xda-developers.com/showthread.php?t=1345671

Tu masz wszystkie firmware:

http://forum.xda-developers.com/showthread.php?t=1405357

Teraz root!

Aby zrootować każdy Twój ROM wystarczy jak wejdziesz na:

http://forum.xda-developers.com/showthread.php?t=1253707

A w ogóle ogarniaj to forum:

http://forum.xda-developers.com/forumdisplay.php?f=1270

Gdy zobaczysz nowy firmware to najpierw zrób backup – najlepszy soft do tego to Titanium Backup.

 

Nigdy nie trać nadziei :)

Dziś dotarł do mnie Access Point Linksys WAP610N. Jak czułem się oszukany gdy zobaczyłem, że jest to tylko access point a nie ma możliwości użycia go jako Bridge’a. Bo po to właśnie był mi potrzebny. Przegooglowałem cały internet i już wiedziałem, że potrzebny był mi WET610N. I ani OpenWRT ani DD-WRT mojego sprzętu nie supportuje.

Ale… nie! nie dam się tak łatwo! Ściągnąłem kody źródłowe firmware’u mojego Access Pointa i zauważyłem, że tak na prawdę nie ma różnicy w sprzęcie a leży ona tylko w firmwarze i w niczym innym, różnicą jest DEVICE_ID dla WET610N: 0x0011, dla WAP610N: 0x0012. Tenże jest tylko używany w Init.S. Spróbowałem „na pałę” wgrać firmware od WET610N ale oprogramowanie sprawdzało nagłówek.

Więc czemu nie spróbować zhackować oryginalny firmware i zmienić DEVICE_ID w nagłówku?? Na wszelki wypadek sprawdziłem jak liczona jest suma kontrolna programem mkcsum, aby nie zbrickować nowego sprzętu.

Nie uwierzycie! Wystarczy tylko zmienić jakimkolwiek hex edytorem nagłówek w oprogramowaniu od WET610N… Zmienić 0x11 na 0x12

…aby pozwoliło się ono wgrać do WAP610N. Po tej czynności należy zrobić Factory Reset i… mamy już WET610N.

Zajęło mi to 2 godzinki i mam to co chciałem!!

PS. Zapewne w drugą stronę ten sam „myk” by się udał. Dodać muszę, że wpis ten jest tylko moim niekonwencjonalnym podejściem do swoich własnych problemów i nie należy go brać jako jakąkolwiek instrukcję!

Wigilijne podsumowanie roku

Wigilia, wigilia i już po wigilii. Drugi raz pod rząd odbywała się u mnie – syn odwieziony na drugą, dziadkowie do domu, a ja spokojnie zabiorę się za wpis.

Wczoraj, już po przygotowaniach, gdy młody już dawno spał zerknąłem na bloga i poskakałem po wpisach od początku jego trwania i myślę, że z roku na rok jest lepiej. Dobrze jest mieć taką historię, bo o wielu rzeczach z tamtego czasu już zapomniałem. Dlatego też zabrałem się za gryzmolenie następnego wpisu – za jakiś czas może też przeczytam go z nostalgią.

I już 🙂 O życiu już. Po co więcej? Przecież lepiej spróbować podsumować bieżący rok!

Największym dla mnie osiągnięciem tego roku było zobaczenie na żywo aż trzy razy Pain Of Salvation na żywo. (A poznałem ich półtora roku temu – co skutkowało takim głupkowatym wpisem, który odszczekałem wiele razy i po dziś dzień się wstydzę. Ale cóż, każdy popełnia błędy!). Koncert w Inowrocławiu, myślę, był najbardziej kameralnym i chyba najlepiej go zapamiętałem.

Z na największe odkrycie tego roku uważam kapelkę Joseph Magazine ze swoim debiutem Night of the Red Sky.

W branży płytowej też dużo się działo, więc może  spróbuję uplasować najlepsze płyty tego roku, według, oczywiście, mojego subiektywnego gustu.

  • PendragonPassion (Nie lubię nudy, ale ta płyta ma moc! Zagrana z pasją – katowałem strasznie długo, mistrzowski kawałek – dla mnie utwór tego roku – This Green And Pleasant Land)
  • Pain Of Salvation – Road Salt 2 – spodziwałem się więcej po kapelce, którą, mówiąc niedosłownie, kocham. Ale! Płyta bezwzględnym atrybutem fana progresywnego grania – mój typ – typów jest wiele, ale niech będzie – ConditionedThrough the Distance też jest niczego sobie 😉 The Deeper Cut też… Sorry, nie jest na pierwszym miejscu bo nie budzi we mnie takich emocji jak np. Remedy Lane.
  • SamaelLux Mundi – Ta płyta zdziwiła mnie w sposób bardzo pozytywny (totalnie inaczej niż Above), czuć kilmat Passage (a chyba najbardziej w Pagan Trance a mi najbardziej podoba się Soul Invictus)…
  • Septic FleshGreat Mass – od „małego” jestem fanem tej kapelki, w mojej płytotece brakuje już tylko rzadko spotykanej na aukcjach płyty Esoptron (Ale w końcu się przemogę i wydam te 100-150$. Mam nadzieję, że jakąś okazję jednak się trafi). Tu opisałem płytę więc po co się powtarzać.
  • MegadethTh1rt3en – tu podejdę inaczej z opisem, będzie prosty – Gdyby Metallica umiała wrócić do klimatu z przed lat a nie nagrywać badziewia to nazywałaby się Megadeth.
  • Morbid AngelIllud Divinum Insanus – tę płytę można kochać lub nienawidzić. Ja jestem z tych pierwszych, jest inna i za to ją cenię. A uwielbiam kawałek – I am Morbid.
  • Animals As LeadersWeightless – nie jest to płyta olśniewająca, ale ten rodzaj grania już usłyszeliśmy na debiucie, więc piania nie usłyszycie. Według mnie, mówiąc kolokwialnie, jest bardziej pogięta ale przyjemnie się słucha. Szkoda, że nikt nie sprowadza i nie sprzedaje płyt Animals As Leaders do Polski. By być oryginalnym zostaje kupowanie na eBayu.
  • OpethHeritage – Tu dłuższa wstawka z mojej strony. Ja już widziałem trasę koncertową w Berlinie. Mogę przysiąc że plecy z nudów mnie bolały stojąc na koncercie. Ale… Płyta jest warta posłuchania. Na koncert aż tak nie trzeba, bo nie jest aż tak fajny jak wcześniej, kilka lat temu. Fanom starych kawałków radzę zaprzyjaźnić się z płytą przed koncertem. Ale ja sobie tłumaczę, że płyta ta nie jest jakimś wybrykiem Mikaela ale, myślę, że Still Life była pierwszą próbą przed Heritage
  • AnathemaFalling Deeper – znów płyta która według wielu jest słaba, a według mnie jest tym samym co Lux Mundi – takim szybkim powrotem do starych lat, ale nie chcąc poprzez nią stracić dorobku ostatniego dziesięciolecia.
  • Decapitated Carnival Forever – każdy fan mocnego grania sięgnie po tę płytę a nie po Behmotha 😛

Gdyby ktoś zapytał czemu tu nie ma Stevena Willsona to jest – miksował Opetha i Anathemę, reszta tego roku w jego wydaniu została specjalnie pominięta. Jedyne co uwielbiam to kawałek Drawing the Line z Porcupine Tree, ale było to lata temu 😉 Czemu się obrażam? Gdyby ktoś chciał aby go spróbować przekonać do Wilsona to na YouTube nie zachęcę, na przykład do posłuchania mojego kawałka, bo po prostu go nie ma (został wycięty). Cóż pazerność rodzi niechęć i tyle.

PS. Wszystkie opisane płyty Mikołaj przynosił pod choinkę cały rok i stoją na półce. Porcupine Tree też 🙂

UPDATE: Zapomniałem wspomnieć w moim podsumowaniu o płycie będącej naprawdę wartą uwagi: Redemption – This Mortal Coil. Może nie pasowała do wpisu i pominąłem ją celowo, bo jeszcze nie mam jej w dyskografii w postaci CD, ale na pewno będę ją miał. Progresywne, bardzo techniczne granie, jest co posłuchać. Bardzo polecam!

 

Pain Of Salvation i nowa autostrada :)

Przedwczoraj miała miejsce inauguracja połączenia autostradowego z Europą, a wczoraj miał miejsce w Berlinie koncert Opeth i Pain Of Salvation w Berlinie. Nie mógłbym być sobą aby po raz ostatni zobaczyć (w tym roku) moich ulubionych kapelek, a poza tym chciałem mieć podpisaną płytę Road Salt Two, którą to niestety nie podpisałem w Krakowie (znaczy sztukę podpisałem, ale nie swoją).

Droga do Berlina już nie jest drogą przez mękę. Jedyne co, to niestety trzeba przebić się do Strykowa, a dalej to już spokojna, przyjemna jazda. Tym razem celem było oszczędzanie paliwa a nie jazda na urwanie głowy. Myślę, że prędkość maksymalna na autostradach w Polsce jest adekwatna teraz do czasu przejazdu i spalania. Autostradę Stryków – Nowy Tomyśl zna każdy, więc nie będę zawracał czytającemu głowy tym odcinkiem. Skupię się tym ostatnim – Nowy Tomyśl – Świecko – pierwsze spostrzeżenie to takie, że na trasie jest więcej przejść dla zwierząt niż wiaduktów! Drugie to, że nawierzchnia jest równa jak stół, wszystko dopięte na ostatni guzik, nawet drzewka były dosadzane. To co widziałem po drodze daje nadzieje, że za rok będziemy dumni ze swoich autostrad – gdy przejechaliśmy przez most graniczny i wjechaliśmy na A12 w stronę Berliner Ringu można było poczuć, że standardy wykonania autostrad, normy stawiają naszą autostradę na wyższym miejscu.

Trochę utopijnie to napisałem, bo nic nie zastąpi też zdrowego myślenia. Co każdego z nas strasznie drażni na autostradach? Gdy wyprzedzają się TIRy, jeden ma prędkość 87, a drugi 88 na godzinę i jedziemy korowodem za ciężarówką wykonującą manewr wyprzedzania. W Niemczech na A12, do A10 zabroniony jest taki manewr (przez 50 km) przez co autostrada jest bardziej przejezdna i nawet normy, ekrany akustyczne i beton nie przekona, że białe jest czarne 🙂

Ale i tak, trzeba przyznać, jazda do granicy to czysta przyjemność. Ostatnio miałem przyjemność jeździć do Niemiec samochodem kilka lat temu i teraz nie mogłem poznać miejsc którymi jechałem, a poza tym samego przejścia, przez które już się nie przejeżdża. Wadą autostrady (jak na razie) jest to, że należy zatankować bo przez cały nowy odcinek nie ma stacji benzynowej.

Zostawmy już te opisy – spokojnie nie przekraczając przepisów jesteśmy w stanie dojechać w 6 godzin z centrum Berlina do Warszawy z przerwą na obiad i papieroskami w drodze.

A teraz tylko muzycznie! Klub muzyczny Huxleys Neue Welt w Berlinie był wczoraj wypełniony po brzegi (myślę, że było około 1-2 tysięcy widzów). Także i nasi tam byli 🙂 Ale, jeszcze muszę wspomnieć, że są pewne pozytywy imprezowania w Berlinie. Tam nie ma zakazu picia alkoholu na ulicy. Ba. Tam i w metrze kupisz piwo, a nawet je tam możesz spożyć 🙂 Specjalnie mam zdjęcie z piwem w ręku na tle radiowozu.  W Polsce by to nie przeszło. 🙂

Pain Of Salvation zagrało domyślną setlistę:

  • Road Salt Theme
  • Softly She Cries
  • Ashes
  • Conditioned
  • 1979
  • To The Shoreline
  • Diffidentia
  • Linoleum
  • No Way

Widać było, że publiczność zna kawałki, ale nie bawi się jak polska, czy węgierska. Moim zdaniem sztywniacy straszni. Nikt nie trzymał zespołu aby został na scenie – 50 minut i już.

Później Mikael z Opethem. Ten koncert dał mi odpowiedź na pytanie zadane w Teraz Rocku. Już wiem, że Opeth nie chce nic robić z Death Metalem, chce progresywnie, klasycznie sobie pograć. Aż przykro mi pisać te słowa, ale koncert ten był nudny jak flaki z olejem. Były chwile – „Still Life” i „Slither”. Ale nie udało się poruszyć tłumu, mnie też.

Co mi się podobało w Opeth to oświetlenie i sceneria, Martin Axenrot grający solo w Porcelain Heart.

A co mi się nie podobało? Żarty Mikaela. Może ma inne poczucie humoru niż ja, ale mi one nie przypadły do gustu. Wiem, że szydzi się z osób nie kupujących płyt, ale ja miałem ich cały plecak do podpisania a niestety go nie spotkałem. Ech, nie będę nic więcej pisał. Wiem, że jak koncert w Polsce będzie kosztował więcej niż 100 PLN to ja nie idę. Tylko plecy mnie będą bolały.

Idę spać, bo jutro znów w tę samą stronę jadę z samego rana (Deja vu), ale już służbowo!

Po co blogować?

No właśnie, po co?

Sam nie wiem, teraz jak siedzę w Polsce to nie mam co opowiadać, więc będę cicho.

Ale jak gdzieś w dziwne kraje wyjadę to coś napiszę.

Gdyby coś za tydzień koncert Pain Of Salvation i Opeth w Berlinie, wtedy może się wynurzę, ale znów nie obiecuję.  Na razie nie mam ochoty. Nie chce mi się, a jak ktoś zapyta o płytę nową Jelonka to powiem miernie i dodam, że brakuje wszystkiego czego usłyszeć można było na wcześniejszej płycie. Po prostu czym dalej w las tym gorzej. I z płytą i z kawałkami. Na debiucie było to samo, początek – moc, na końcu – niemoc. Na Revenge jest lekki polot, a później totalna niemoc…
Chyba jednak dobrze mój synek twierdzi, że nie lubi skrzypiec. Uwielbiałem je, ale po tej płycie może dołączę się do synka. Dla mnie bardzo mierna, pomimo tego, że sam Michał jest mistrzem tego garunku. (Gdyby coś – ja kupiłem tę płytę i mogę krytykować!)

http://youtu.be/GujqKuaz1HM

Budapeszt! Ale muzycznie…. Czy nie?

Jest ktoś, kto inspiruje innych, a najczęściej gdy zabierane są zabawki z piaskownicy, wiedząc że i tak już ich nie ma, to jest nim Pan Jarosław. Ostatnio, podczas przegranych wyborów stwierdził, że chciałby widzieć Budapeszt nad Wisłą. Każdy to pamięta… Ale, ja dziś, mając wszystkie oryginalne płytki moich faworytów z Węgier chciałem przekazać, że nie jest nam aż tak blisko Budapesztowi. Jesteśmy, dużo bardziej muzycznym narodem. I… mówię to tylko przez pryzmat rockowo-metalowy.

Zacznijmy pytaniem – podaj kapelki z Polski i Węgier znane na świecie?

– Polska – Vader, Behemoth, Decapitated, Riverside, Tides from Nebula (i jeszcze bym dołożył Black River, Rootwater, Virgin Snatch i wiele innych ale chcę obiektywnym być…)

– Węgry – Ektomorf (Tylko dla koneserów – Stereochrist i co jeszcze?)

Nie! Nie chcę być subiektywnym, ale muszę wspomnieć, że moje serducho bije w stronę Skandynawii i… porównując to co reprezentuje Polska na rynku metalowym to nie chcę Budapesztu, mimo to że dwie kapelki z Węgier lubię 🙂

Nowa nowo-bogacka tradycja

Dziś byłem na pewnym nowiutkim osiedlu – na jednej stronie ulicy apartamentowce a po drugiej starsze wiekiem budynki (zapewne z lat 50tych). Jako, że osiedle jest w trakcie budowy, niektóre lokale usługowe są jeszcze nie wynajęte.

W windzie (tego nowego osiedla) przyklejona kartka, której przesłanie można streścić – Prosimy o negatywne zaopiniowanie uchwały o wynajmie lokalu usługowego dla sklepu (sieci sklepów osiedlowych), ponieważ będzie tam sprzedawany alkohol; już istnieje na osiedlu sklep, który zostanie zamknięty ze względu na protesty związane i tu podkreślone, że na liczną klientelę z osiedla z na przeciwka pod wpływem alkoholu.

I tu mnie zatkało. Sklep, zamykany mógł stwarzać problemy, ponieważ był otwarty całą dobę, lecz  przesłanie z kartki to sztuczne tworzenie jakichś sztucznych barier i ja osobiście czułbym się urażony generalizowaniem będąc mieszkańcem „gorszego” osiedla.

Nie będę pisał tu całego elaboratu, bo po co… Ale chociaż lekko uszczypliwie skwituję to – Co ma zostać otworzone zamiast sklepu (aby zarobił na siebie)? Ekskluzywna restauracja dla oburzonych właścicieli apartamentów? Przecież, żaden z nich by tam nie poszedł ze względu na to, że zapewne większość ma kredyt hipoteczny we frankach wzięty na wyżynach mocy złotówki i liczy każdy grosz 🙂 A ci z „gorszego” osiedla może i by poszli… bo już nie mają tego typu zobowiązań lub mają mniejsze i krótsze 😛

PS. Sklepiki osiedlowe rządzą! Ja w moim kupuję prawie wszystko (alkohol też) i nie kupuję na miesiąc, tylko systematycznie, dzięki czemu nie wyrzucam jedzenia i wszystko mam świeże. A do tego mogę poprosić o „wędlinę i ser” i wszystko będzie jasne 🙂

PS2. Autostradami też każdy by chciał jeździć, ale najlepiej jak najdalej od ich miejsca zamieszkania. Dlatego w Niemczech ich sieć jest tak rozwinięta 🙂

PS3. Z dedykacją 🙂

Wrzesień miesiącem premier

Jestem, żyję, mam się dobrze. Po prostu miałem urlop.

Wyjeżdżając zakupiłem trzy płyty, będące jeszcze niedostępne – Opeth – Hertiage, Pain Of Salvation – Road Salt Two, Anathema – Falling Deeper. Kiedy to płyta PoS była dostępna 23 września przesyłka została wysłana. Pech chciał, że jeszcze niemalże dwa tygodnie musiałem czekać aby przesłuchać te trzy płyty. W końcu wróciłem i zacząłem przesłuchiwać…

Niestety muszę stwierdzić, że kapelka będąca moim no1 od jakiegoś czasu nagrała bardzo mierną płytę, Road Salt One była bardziej nieprzewidywalna, niebanalna i bardzo oryginalna. Pomimo tego, że obie są hołdem latom 70tym to ta druga nie jest już błyskotliwa ani oryginalna. Nawet wolniejsze utwory nie są aż tak naładowane uczuciami jak np. Road Salt. Wieje nudą i zaryzykuję stwierdzenie, że jest to najgorsza płyta tego zespołu. Nie, żebym mówił, że cała płyta to dno, bo są kawałki jak Solftly She Cries, Conditioned, The Deeper Cut które coś wnoszą, ale reszta… jakoś nie może wejść mi w ucho, nawet wstawienie utworu Mortar Grind z EPki – Linoleum jakoś też mnie nie przekonuje. Gdybym miał oceniać płyty PoS – Scarsick, czy Remedy Lane dostałyby ocenę celującą. Road Salt Two niestety tylko dobrą, ale i tak czwórka to coś nieosiągalnego przez wielu wykonawców. Będę 21 października na koncercie i zobaczymy co się zmieniło w setliście i w show. Dla mnie nadal i tak Pain Of Salvation jest no1.

Opeth. Dla mnie ta kapela rządzi pod dwoma względami – głosem Mikaela i perkusją (Martina Axenrota). Widziałem ich dwa razy i było to niesamowite wydarzenie dla mojej duszy. Mam ich wszystkie płyty, tak jak oczywiście PoS. Bardzo lubię ichnie kompilacyjne płyty DVD z dźwiękiem 5.1, więc zawsze kupuję Opethowe digi-packi! Ten digpack ma hologram na okładce 😉

Moja ocena, jak zawsze subiektywna i znów nie ma w moich słowach zachwytów – lekkie zwolnienie, mniej ostro, jakoś tak niemrawo. Oryginalna płyta ale nie rzuca na kolana.

Zachowuję się jak Jan Tomaszewski, skrytykuję wszystko. Anathemę też… Ale…

Płyta Falling Deeper zachwyciła mnie. Po Alternative IV jakoś byłem niepozornym fanem tego zespołu, byłem na koncertach, ale płyt już oryginalnych w swojej dyskografii nie „zanabywałem” 😉 Dla mnie Silent Enigma i Crestfallen jest esencją tego czego pragnąłem (?) od muzyki. Ale wsłuchując się w płytę słyszę Alone  w totalnie innej aranżacji. Jeszcze raz. Czy się myliłem? Niee… Można usłyszeć, że nie tylko ja lubiłem te stare czasy. To naprawdę Alone, ale lżejsze ale nadal Anathemowe. Ta płyta to pokłon dla starych kawałków, ale w innych aranżacjach. Bardzo przyjemna w słuchaniu!

PS. W sierpniu zdobyłem do dyskografii Decapitated – Carnival is Forever, a we wrześniu Vader – Welcome To The Morbid Reich. Są na półce… Ale chyba drugi lepiej wszedł, lecz nie tak aby o nim pisać.