Hop i nie ma już nic…

Kolega opowiedział mi dzisiejszą historię na moście – jego tata – taksówkarz, jechał mostem, stojąc w korku. Widział przechodzącego się wzdłuż mostu człowieka. W pewnym momencie osobnik ten po prostu przeskoczył barierkę i wskoczył do Wisły.

Zawsze tacy ludzie wywołują u mnie wewnętrzną dyskusję – bohater czy tchórz? Jest jeszcze jedno wytłumaczenie – nienormalny, lecz ten wątek pominę.

Samobójstwo – Jego samo-wykonanie może być zaliczone w poczet „pozytywnych”, tylko wtedy kiedy nie zostanie skrzywdzona osoba trzecia – skok pod pociąg, samochód, czy inne zdarzenia śmiertelne z osobami trzecimi są nieodpowiedzialnymi wybrykami skazującymi osobę trzecią na męki sumienia do końca jego dni.

Desperacki skok  w głębię Wisły przy ujemnej temperaturze było ostatecznym  aktem desperacji,  uderzającym tylko w rodzinę targającego na swoje życie, moim zdaniem najbardziej najbardziej mogło to boleć rodziców.  Ale… Może jego życie było piekłem i dalsza jego egzystencja pogłębiałaby jego „doła”. Kto wie…

One thought on “Hop i nie ma już nic…

  • Jeżeli jego życie było piekłem to powinien coś z tym zrobić….jak widać miał ręce , nogi, wzrok,nie był przykuty do łóżka jak warzywo… więc co stało zmianom na przeszkodzie? Może był chory na raka i panicznie bał się cierpienia…i to może tłumaczy jego desperację.
    Natomiast jeśli był zdrów to jego los leżał w jego rękach i przyszłość należała do niego. Jeżeli krzywdzili go bliscy to zamiast ich obwiniać za swoje smutki robiąc z siebie bezradnego cierpiętnika…..powinien ich opuścić i zacząć żyć od nowa….jak facet z jajami.

Comments are closed.