Chcę odpocząć…

Niedawno zatrudniono w mojej firmie nowego Project Managera. Nie jestem do „trochę” starszych uprzedzony, ale Pan pamięta czasy Odry i nie ma pojęcia jak się zabrać do teraźniejszej branży, w której też pracował ale… 15 lat temu. Natomiast jego elokwencja i chęć wypłynięcia na pracy innych przerasta całą firmę.

Zaczęły się czasy, że pomimo „strato-czasowych” spotkań na których staram się wyjaśnić problem, otrzymuję po tym spotkaniu maila – „Proszę opisz…”. Po 15 minutach otrzymuję SMSa – „Przemku, wysłałem Ci maila. Rzuć okiem…”.

Czy mam narysować graf, z przewidzeniem wszystkich pytań, aby PM mógł odpowiadać i się wykazać?

Chętnie, ale po co?

I want to rest!

Zamyśliłem się trochę nad obyczajami korporacyjnymi i ludźmi. Podzielę się moimi obserwacjami i spostrzeżeniami: Człowiek bez hobby po pięćdziesiątce musi przejść kryzys – jeśli nie został awansowany na dyrektora, lub wyższego kierownika to znaczy że był nikim. Osoby które doczłapały się tego stanowiska mogą poszczycić się bycia blednącą gwiazdą – firma miała duże profity z człowieka i jest duża szkoda aby opuściły „rodzinę”. Słyszałem, że firmy japońskie tłumaczą ten paradoks najlepiej, a ludzi jak najdłużej w ten sposób oszczędzają…

Trzeba prócz szarości życia mieć też odskocznię, swoje hobby, aby życie nie stało się monotonną, pełną przyzwyczajeń wegetacją. Dla mnie osoba bez hobby to taki nasz PM, mój bardzo były szef… czyli nikt.

Dlatego, też błagam żonę aby nie pozbawiała mnie mojego hobby – kocham pisać soft, czasami pograć – bo za jakiś czas będę siwym project managerem który będzie chciał coś pokazać długowłosym gówniarzom…

Mam nadzieję że jak już ten dzień nadejdzie to będę miał pojęcie o rynku i nikt o mnie w swoim blogu nie napisze.