Cztery lata blogowania…

Sam bym nie uwierzył. Jak? W jaki sposób? Ja?

A jednak – 4 lata piszę o wszystkim i niczym. Aż niemożliwe. Ja???

Nigdy nie pisałem pamiętnika i gardziłem innymi blogującymi, ale… co by nie mówić dobrawek nadal żyje. I… co dalej nie mówić, często zdarza mu się dużo dziwnych rzeczy w życiu o których pisanie na Facebooku nie ma sensu.

O przeszł0ści próbuję nie pisać, często jednak wystrzelę jak Filip z konopii, tak jak poniższy wpis, ale pilnuję się… Bo za chwilę, mój młody, czytać będzie moje wypociny i po co ma siwieć z tatą?

Cóż… Aby nie kończyć jakimiś prostymi, zwykłymi. chłopskimi metaforami wróćmy do muzyki….

Ostatnio dwie płyty męczę w samochodzie i w domu także…

Morbid Angel – Illud Divinum Insanus.

Najpierw MP3. Wchodziło ciężko. Pierwsze dwa kawałki – jakbym słyszał Die Krups, albo Ministry. Jak to się stało że prekursor brutalnego grania wydał elektroniczną płytę? O co chodzi? Ale słuchałem dalej… Stopa, aż odrzuca (bez basowego brzmienia)… Jest lepiej… Ale słucham dalej. Raz, dwa…dziesięć… I od poniedziałku, codziennie rano wychodzę z domu z tekstem „I’m Morbid”. Ta płyta po kilku razach wchodzi. Nie myśląc że jest to Morbid Angel wejdzie Wam i mi weszła. . Polecam!

Jest totalnie inna, ale, zaryzykowałbym że jest bardziej melodyjna niż wcześniejsze…

Ale co do brutalnego grania… Ja wciąż czekam na nową płytę Decapitated bo dla mnie brutalne granie najlepsze jest z Polski! Oby do 12 lipca!

Samael – Lux Mundi

Z Samaelem było inaczej – płyta wcześniejsza Above była powrotem do black metalowych korzeni i mało było tego za co ich ceniłem. Jednakże. płyta ostatnia jest pokłonem dla mnie i innych fanów charakterystycznego dla Samaela stylu. Polecam!