Nienawiść, ja to kocham

Weekendy z synem to jest coś czego przez cały tydzień nie mogę zapomnieć. Ale… gdy SMSem, ironicznie, czytam, że jestem „Ojcem roku” to mną coś rzuca.

Po prostu niektórzy mają taki dar, że wiedzą gdzie strzelić aby zabolało. Ale ostatnio niektórzy strzelają w płot. Dostałem „karę” za to, że mój syn słuchał ze mną Lao Che i zaśpiewał mamie:

I powiem: wiem to.
Kopnij w dupę i powiedz:
To weź to i idź stąd.

Przed tym tekstem wszystko byłoby w należytym porządku. Syn wpadłby jutro do mnie, posklejalibyśmy modele, popłynęlibyśmy na spływ kajakowy. Ale za karę – syn zostanie z matką.

I… idąc do sedna. Wkurzałbym się… i tak robiłem do czasu…  We wtorek zostałem zapytany:

– Idziesz na Sonisphere.

– Oczywiście

– Ale to w piątek!?!?

– W piątek???? O (…) Naprawdę? O (…) Niemożliwe. O (…) Kocham moją ex! Wydałem 198zł i niemalże zapomniałem.

Błagałem aby synek był ze mną od piątku. Ale się poostawiła. Hipokryzja wzięła górę. Więc… czad.. Uda mi się pójść na koncert!

Grecki akcent

Może Grecy nie należą do narodów umiejących robić dobrze business, ale szeroko pojętą sztukę z pewnością i to od dawna – jakieś 15 lat temu przeczytałem w Metal Hammerze, gdy na fali było Theli Theriona, że Septic Flesh z płytą Esoptron reprezentuje podobny styl, więc kupiłem (jeszcze w tamtych czasach popularną) kasetę magnetofonową. Recenzja rozmijała się z prawdą, bo styl greckiej kapelki jest jedyny w swoim rodzaju, ale strasznie ten rodzaj epickiego, melodycznego death metalu mi się podobał. Kasetę zdzierałem długo w swoim walkmanie, a następnie przyszedł czas na Ophidian Wheel. Następnie nadszedł czas płyty Revolution DNA i gdy styl przeistaczał się z epickiego (jedynego w swoim rodzaju) death metalu w stronę technicznego powoli zapominałem o Grekach z Septic Flesh.

Równolegle z kryzysem greckim, zespół lekko zmodyfikował nazwę usuwając spację pomiędzy wyrazami a także usunięto małe litery zastępując je dużymi, a następnie w kwietniu bieżącego roku SEPTICFLESH wydał płytę The Great Mass, po którą niedawno sięgnąłem i się po prostu zakochałem. Zespół wrócił do epickości, nagrał płytę wraz z Orkiestrą Filharmonii Praskiej – czuć w niej niezapomniane klimaty płyt (kaset) które lubiłem. Po kilku następnych przesłuchaniach zdecydowałem, że jest to must have w mojej płytotece, więc zakupiłem digi pack’a…

The Great Mass wydane przez Season Of Mist zawiera dwie płyty – jedną jest krążek CD, a dodatkiem jest DVD. Krążek DVD zawiera płytę w wersji 5.1 wraz z dodatkami typu monologi członków zespołu jak powstawała płyta. Pomimo świetnych klimatycznych mrocznych klimatów połączonych z wypowiedziami poszczególnych artystów, niestety, krążek DVD jest, moim zdaniem, wielką niedoróbką – nie widać wskaźnika podczas wyboru sceny, więc wybierałem to na chybił trafił. Dodatkowo wersja w 5.1 nie ma wyboru przesłuchania całego materiału, tylko kawałek po kawałku. Ale co by nie mówić trzeba przesłuchać, nawet męcząc się wybierając kawałek po kawałku, bo w 5.1 przesłuchanie The Great Mass to niesamowite wrażenie.

O muzyce jakoś pisać nie umiem, kocham ją słuchać, tę płytę baaardzo. Jedyne co lekko psuje mi klimat to częste 32ki perkusisty. Moim zdaniem można byłoby przy takim arcydziele, którym jest The Great Mass zagrać bardziej z finezją. Ale z drugiej strony to Panowie z SEPTICFLESH reprezentują death metal, więc taki styl perkusisty jest jak najbardziej wskazany. Nie ma utworów złych i dobrych wszystkie są genialne – moim faworytem jest Mad Architect.

Płyty

Już raz poruszałem sprawę płyt, przy wątku Blindead. Ja, wciąż chciałbym go pociągnąć, ponieważ od jakiegoś czasu uzupełniam moją płytotekę o oryginalne krążki.

Ostatnio plułem sobie w brodę gdy płyty, według mnie genialnej – My Guardian Anger – Lux Occulty, nie udało mi się wylicytować na Allegro. Ale czaiłem się… I inne moje ukochane kapelki uzupełniałem – Opeth cały, Katatonia cała, Pain Of Salvation cały… A tylko tej płyty Lux Occulty brakowało mi aby następną dyskografię zamknąć; kapelki, której dźwięki mogę usłyszeć przypominając sobie moją młodość.

W końcu, w zeszłym tygodniu, znalazłem na Allegro, w pośpiechu kupiłem. Przyszła pod moją nieobecność i dziś książeczkę oglądając przesłuchuję. Żałuję, że ta płyta przeszła bez echa bo dla mnie jest genialna pod każdym względem artystycznym. Następna i zarazem ostatnia totalnie zmienia styl i myślę, że była za progresywna na tamten czas.

Cóż, było minęło. Ale i tak prawdziwi fani oryginalne rodzynki mają i się nimi zachwycają.

Czas podsumowań – część druga

Ze strony mojego syna playlista tego roku:

1/ Sabaton – Uprising
2/ Proletaryat – A u mnie dobrze (znany jako dwie dwójki)
3/ Proletaryat – Proletaryat
4/ Lipali – Biała Flaga
5/ The Beatles – Come Together
6/ Lipali – Updam
7/ Pain Of Salvation – Scarsick (Tata, inne kawałki są nudne – jak mogłeś wytrzymać na koncercie?)

Czas podsumowań

Ze względu na to, że ten rok obfitował w wiele wydarzeń muzycznych, muszę coś o tym napisać… Pojawiło się mnóstwo płyt i sam jeszcze nie wiem, rozpoczynając ten wpis, która jest moją naj… jednego mogę być pewien koncert Pain Of Salvation na statku A38 w Budapeszcie był dla mnie koncertem roku, ale było to pokłosie Metal Hammer Festival w Spodku, gdzie po raz pierwszy ich zobaczyłem i usłyszałem. Aczkolwiek patrząc na inne koncerty to numeru dwa nie mogę wybrać – Metal Hammer Festival w Spodku?, Rock Metal Fest w Krakowie? Wielka czwórka na Bemowie? Nie wiem.

Tak samo z płytami, tylko nie wiem która z nich może być płytą roku – każda jest inna i każdą z nich lubię: AnathemaWe’re Here Because We’re Here, Blindead – Affliction XXIX II MXMVI, Enslaved – Axioma Ethica Odini, Lao Che – Prad Staly/Prad Zmienny Pain Of Salvation – Road Salt One, Rotting Christ – AEALO, Volbeat – Beyond Hell/Above Heaven

Muszę pomyśleć… Mam nadzieję i wszystkim życzę, że w 2011 będzie jeszcze większy problem w wyborze tego no1. Osobiście najbardziej czekam na Road Salt Two.

I już po świętach…

Mówi się, że mężczyznę poznaje się po tym jak kończy a nie jak zaczyna. Tak samo było ze świętami… A nawet dzisiaj myślałem, że będzie super… Ale jak zawsze się myliłem.

Dziś, manipulacje jakie może przechodzić dziecko zakończyły mój błogostan. Pewne symptomy pojawiły się w wigilię, ale ze względu na podniosłość tego dnia i późniejszego wewnętrznego wytłumaczenia przeszły bez echa:  Synek zajada się zupą, tata pyta „Krzyś smakuje Ci zupka”, na to syn odpowiada „Tak bardzo smaczna”, „Wiesz, że to zupa grzybowa mojej babci, ten smak jest niepowtarzalny”. A na to pewna konsternacja? I po chwili… „Tata, już nie mogę” i tak zakończyło się jedzenie na całej wigilii. 5 minut później SMS od matki – „Nie dawaj Dziubowi grzybów do jedzenia, proszę”. Prorok jakiś czy co?

Wracając, synek, razem z jego pradziadkami chciał się popisać, że słucha i śpiewa z tatą 🙂 Udało mu się wywalczyć, aby posłuchać Sabatona, podczas wyjaśnień syna o czym jest kawałek Uprising zdziwiłem się, bo i moja babcia wiedziała, że kapelka pochodzi ze Szwecji.

Wczoraj, po tygodniu u taty, Krzyś zapewne musiał dużo opowiadać, bo w momencie kiedy z książką i papierosem siedziałem w wannie, zadzwonił i pyta – tata jak się kawałek zero i jedynka nazywa bo słuchamy z mamą na youtube. Odpowiedziałem. Na to usłyszałem już od matki, że ma nie słuchać takiej ciężkiej muzyki…

Synek, oprócz Sabatona, ma już swoją playlistę wybraną przez siebie z listy taty – w playliście znajdował się kawałek Lipali – Upadam i poniekąd ten właśnie kawałek doprowadził mnie do czerwoności. Dziś, jadąc do mnie słuchaliśmy różnych kawałków z synka płyty, rozpoczyna się „Upadam”. A Krzyś na to… „Tata, przełącz, ja nie lubię”. „Jak to nie lubisz? w piątek tak pięknie śpiewałeś”. „Bo wiesz tata, Mama mówi, żebym nie słuchał takich kawałków”.

Och ta muzyka… Dzieli… Nawet nie wiedziałem, że można nią manipulować. Szkoda, bo kawałki sam wybierał i np. z Beatlesów najbardziej podobał mu się Come Together, ale sam nie wiem, czy ja jeszcze podołam… Nie znam się. Zarobiony jestem!

A zaczęło się od tego:

http://www.dobrawek.com/?p=1289

poprzez to:

http://www.dobrawek.com/?p=1296

Blindead

Niektórzy powiedzą, że muzę to w tych czasach, można sobie ściągnąć i dzięki temu ma się piardyliony mp3ek, ale tak na prawdę czy wszystkie z nich się przesłucha? Stawiam, że tylko kilkaset słuchamy z chęcią i tylko na kilkanaście koncertów chcielibyśmy pójść, a ulubionych artystów moglibyśmy policzyć na palcach wszystkich kończyn 🙂 Dlatego też stosuję metodę podobną do oprogramowania, czyli kupowania wszystkiego co lubię. Artysta też człowiek pić musi, a jeszcze do tego rodzinę wyżywić także musi.

Ostatnio wraz z kończeniem kolekcjonowania dyskografii Katatonii zakupiłem nowy album Affliction XXIX II MXMIV polskiej grupy Blindead. Podczas otwierania paczki wpadłem w zachwyt biorąc do ręki płytę w kształcie przypominającą książkę, a praktyce oprócz płyty książka, będąca okładką jest także do przeczytania i obejrzenia. Jak dla mnie, bardzo awangardowe i muszę przyznać najładniejsza płyta w mojej kolekcji.

A teraz muzyka… Muzyka, tak jak książeczka – każdy utwór jest całkowicie inny, lecz całość trzymana jest w ramach nurtu progresywnego metalu, muszę przyznać, że łapie się w uszach od pierwszego przesłuchania. Mroczne, długie, pełne muzycznego wyrazu utworu aż proszą się aby do nich wrócić, lecz co godne docenienia będące utrzymane w harmonii… Nie przesłuchałem jeszcze płyty aby rozkładać ją na części pierwsze lecz moimi, jak na razie, faworytami utworów są: My New Playground Became i Dark And Gray. Radzę przesłuchać i… poczytać i obejrzeć.

Dla mnie MUST HAVE!

Usprawiedliwienie…

W związku z zaistniałym koncertem Pain Of Salvation w Budapeszcie i moimi imieninami nie będę w stanie ogarnąć świata przez chwilę, więc nie martwcie się… żyję, ale ciężko coś więcej napisać niż  PoS stała sie moją prawie naj, a może naj… (bo przecież to nudne).

Trip – Pain Of Salvation – Budapest – A38!

To może był jeden z najdroższych moich wyjazdów na koncerty, lecz NIESAMOWITY pod każdym względem. Nie żałuję żadnej wydanej złotówki na ten event. Koncert Pain Of Salvation odbywał się w Budapeszcie w niedzielę, jednakże miasto to piękne i wszystko jest otwarte do rana, więc pojechaliśmy tam już w piątek. Miała jechać „banda gamoni” + madzik, ale Madzik się wykręciła, lecz wykręt, a może wkręt był tak ludzki, że wybaczyłem już w pierwszej minutce gdy mi powiedziała o co chodzi (i tak nie ja płaciłem za jej bilet :P).
Cała wycieczka do Budapesztu zaczęła się od kolekcjonerskich biletów – kupno dzięki koledze z mojej firmy (nasze numerki biletów 64, 65, 66), następnie tanie apartamenty – my zgłębiliśmy tu (185Eur za trzy dni!).

Koncert odbywał się na statku na Dunaju, gdzie z daleka widać jest ekskluzywną restaurację (zastanawialiśmy się ile osób tam może się zmieścić – maks 300), ale okazało się że pod restauracją jest imprezownia. Oto zdjęcie poglądowe:

A38

A to na statek w dniu koncertu:

Statek A38

Dotarcie tam nie było krótkie, ponieważ ja jechałem z Warszawy, następnie do Krakowa po resztę składu, później wspólnie do Cieszyna, a następnie kierując się na autostradę z Żyliny do Budapesztu. Wyjechałem z domu około 12tej, w Krakowie znalazłem się przed 17tą (około 1h spędziłem w Krakowie na wjeździe w korku!!!!). Kraków opuściliśmy około 18tej aby w Budapeszcie być o 1 w nocy. Nie powiem, strasznie męczyłem się jadąc po Słowacji i Czechach, ponieważ jechałem dokładnie z przepisami. Chłopakom było dobrze bo mieli piwo 🙂

Apartament niczego sobie – http://www.only-apartments.com/pl/budapeszt/5897/, jednakże miał jeden problem – był korkociąg, widelce, łyżeczki, ale… nie było noża, a my mieliśmy wszystko do jedzenia ze sobą. W sobotę wyszliśmy szukać sklepu aby kupić nóż, lecz niestety okazało się że wszystkie sklepy (prócz spożywczych) były zamknięte z powodu święta. Trzeba było coś poradzić, bo śniadanie trzeba było zjeść… W końcu pożyczyliśmy nóż z knajpy obok – pani popatrzyła się na mnie z uśmiechem lecz dała się przekonać że za pół godziny oddamy. Śmieszna anegdotka, że oddając pomyliłem kafejkę i z nożem w ręku wszedłem do innej…

Moje spostrzeżenia z Budapesztu są następujące: po kryzysie jest to jedno z tańszych miast w UE – picie i jedzenie w restauracjach nie zabija portfela, dodatkowo to miasto nie zasypia – knajpki, nawet małe, otwarte są długo, mają także najlepsze kebaby… Tramwaje wyglądają jak Swingi w Warszawie. Dodatkowo, czego nie zauważyłem, będąc kilka razy wcześniej bardzo dużo bezdomnych widać na mieście…

Nie wiem czemu tak nas Węgrzy lubią… Gdy mówiłem, że jestem z Polski słyszałem „Viva Polonia”…

Koncert był, jak już napisałem niesamowity, kultura węgierska także – na widownię można było wejść z butelkami a bar złączony z widownią był ogromny.

Oto końcówka koncertu, która mnie rozbroiła i uznałem że był to najlepszy koncert mojego życia:

Zdjęcia dzięki uprzejmości kriza… Mogłem nie dostać bo marudziłem, że tyle pstrykają tymi aparatami 🙂

PS. Dodatkowe zdjęcia kriza z koncertu można zobaczyć tu