Wigilijne podsumowanie roku

Wigilia, wigilia i już po wigilii. Drugi raz pod rząd odbywała się u mnie – syn odwieziony na drugą, dziadkowie do domu, a ja spokojnie zabiorę się za wpis.

Wczoraj, już po przygotowaniach, gdy młody już dawno spał zerknąłem na bloga i poskakałem po wpisach od początku jego trwania i myślę, że z roku na rok jest lepiej. Dobrze jest mieć taką historię, bo o wielu rzeczach z tamtego czasu już zapomniałem. Dlatego też zabrałem się za gryzmolenie następnego wpisu – za jakiś czas może też przeczytam go z nostalgią.

I już 🙂 O życiu już. Po co więcej? Przecież lepiej spróbować podsumować bieżący rok!

Największym dla mnie osiągnięciem tego roku było zobaczenie na żywo aż trzy razy Pain Of Salvation na żywo. (A poznałem ich półtora roku temu – co skutkowało takim głupkowatym wpisem, który odszczekałem wiele razy i po dziś dzień się wstydzę. Ale cóż, każdy popełnia błędy!). Koncert w Inowrocławiu, myślę, był najbardziej kameralnym i chyba najlepiej go zapamiętałem.

Z na największe odkrycie tego roku uważam kapelkę Joseph Magazine ze swoim debiutem Night of the Red Sky.

W branży płytowej też dużo się działo, więc może  spróbuję uplasować najlepsze płyty tego roku, według, oczywiście, mojego subiektywnego gustu.

  • PendragonPassion (Nie lubię nudy, ale ta płyta ma moc! Zagrana z pasją – katowałem strasznie długo, mistrzowski kawałek – dla mnie utwór tego roku – This Green And Pleasant Land)
  • Pain Of Salvation – Road Salt 2 – spodziwałem się więcej po kapelce, którą, mówiąc niedosłownie, kocham. Ale! Płyta bezwzględnym atrybutem fana progresywnego grania – mój typ – typów jest wiele, ale niech będzie – ConditionedThrough the Distance też jest niczego sobie 😉 The Deeper Cut też… Sorry, nie jest na pierwszym miejscu bo nie budzi we mnie takich emocji jak np. Remedy Lane.
  • SamaelLux Mundi – Ta płyta zdziwiła mnie w sposób bardzo pozytywny (totalnie inaczej niż Above), czuć kilmat Passage (a chyba najbardziej w Pagan Trance a mi najbardziej podoba się Soul Invictus)…
  • Septic FleshGreat Mass – od „małego” jestem fanem tej kapelki, w mojej płytotece brakuje już tylko rzadko spotykanej na aukcjach płyty Esoptron (Ale w końcu się przemogę i wydam te 100-150$. Mam nadzieję, że jakąś okazję jednak się trafi). Tu opisałem płytę więc po co się powtarzać.
  • MegadethTh1rt3en – tu podejdę inaczej z opisem, będzie prosty – Gdyby Metallica umiała wrócić do klimatu z przed lat a nie nagrywać badziewia to nazywałaby się Megadeth.
  • Morbid AngelIllud Divinum Insanus – tę płytę można kochać lub nienawidzić. Ja jestem z tych pierwszych, jest inna i za to ją cenię. A uwielbiam kawałek – I am Morbid.
  • Animals As LeadersWeightless – nie jest to płyta olśniewająca, ale ten rodzaj grania już usłyszeliśmy na debiucie, więc piania nie usłyszycie. Według mnie, mówiąc kolokwialnie, jest bardziej pogięta ale przyjemnie się słucha. Szkoda, że nikt nie sprowadza i nie sprzedaje płyt Animals As Leaders do Polski. By być oryginalnym zostaje kupowanie na eBayu.
  • OpethHeritage – Tu dłuższa wstawka z mojej strony. Ja już widziałem trasę koncertową w Berlinie. Mogę przysiąc że plecy z nudów mnie bolały stojąc na koncercie. Ale… Płyta jest warta posłuchania. Na koncert aż tak nie trzeba, bo nie jest aż tak fajny jak wcześniej, kilka lat temu. Fanom starych kawałków radzę zaprzyjaźnić się z płytą przed koncertem. Ale ja sobie tłumaczę, że płyta ta nie jest jakimś wybrykiem Mikaela ale, myślę, że Still Life była pierwszą próbą przed Heritage
  • AnathemaFalling Deeper – znów płyta która według wielu jest słaba, a według mnie jest tym samym co Lux Mundi – takim szybkim powrotem do starych lat, ale nie chcąc poprzez nią stracić dorobku ostatniego dziesięciolecia.
  • Decapitated Carnival Forever – każdy fan mocnego grania sięgnie po tę płytę a nie po Behmotha 😛

Gdyby ktoś zapytał czemu tu nie ma Stevena Willsona to jest – miksował Opetha i Anathemę, reszta tego roku w jego wydaniu została specjalnie pominięta. Jedyne co uwielbiam to kawałek Drawing the Line z Porcupine Tree, ale było to lata temu 😉 Czemu się obrażam? Gdyby ktoś chciał aby go spróbować przekonać do Wilsona to na YouTube nie zachęcę, na przykład do posłuchania mojego kawałka, bo po prostu go nie ma (został wycięty). Cóż pazerność rodzi niechęć i tyle.

PS. Wszystkie opisane płyty Mikołaj przynosił pod choinkę cały rok i stoją na półce. Porcupine Tree też 🙂

UPDATE: Zapomniałem wspomnieć w moim podsumowaniu o płycie będącej naprawdę wartą uwagi: Redemption – This Mortal Coil. Może nie pasowała do wpisu i pominąłem ją celowo, bo jeszcze nie mam jej w dyskografii w postaci CD, ale na pewno będę ją miał. Progresywne, bardzo techniczne granie, jest co posłuchać. Bardzo polecam!

 

Pain Of Salvation i nowa autostrada :)

Przedwczoraj miała miejsce inauguracja połączenia autostradowego z Europą, a wczoraj miał miejsce w Berlinie koncert Opeth i Pain Of Salvation w Berlinie. Nie mógłbym być sobą aby po raz ostatni zobaczyć (w tym roku) moich ulubionych kapelek, a poza tym chciałem mieć podpisaną płytę Road Salt Two, którą to niestety nie podpisałem w Krakowie (znaczy sztukę podpisałem, ale nie swoją).

Droga do Berlina już nie jest drogą przez mękę. Jedyne co, to niestety trzeba przebić się do Strykowa, a dalej to już spokojna, przyjemna jazda. Tym razem celem było oszczędzanie paliwa a nie jazda na urwanie głowy. Myślę, że prędkość maksymalna na autostradach w Polsce jest adekwatna teraz do czasu przejazdu i spalania. Autostradę Stryków – Nowy Tomyśl zna każdy, więc nie będę zawracał czytającemu głowy tym odcinkiem. Skupię się tym ostatnim – Nowy Tomyśl – Świecko – pierwsze spostrzeżenie to takie, że na trasie jest więcej przejść dla zwierząt niż wiaduktów! Drugie to, że nawierzchnia jest równa jak stół, wszystko dopięte na ostatni guzik, nawet drzewka były dosadzane. To co widziałem po drodze daje nadzieje, że za rok będziemy dumni ze swoich autostrad – gdy przejechaliśmy przez most graniczny i wjechaliśmy na A12 w stronę Berliner Ringu można było poczuć, że standardy wykonania autostrad, normy stawiają naszą autostradę na wyższym miejscu.

Trochę utopijnie to napisałem, bo nic nie zastąpi też zdrowego myślenia. Co każdego z nas strasznie drażni na autostradach? Gdy wyprzedzają się TIRy, jeden ma prędkość 87, a drugi 88 na godzinę i jedziemy korowodem za ciężarówką wykonującą manewr wyprzedzania. W Niemczech na A12, do A10 zabroniony jest taki manewr (przez 50 km) przez co autostrada jest bardziej przejezdna i nawet normy, ekrany akustyczne i beton nie przekona, że białe jest czarne 🙂

Ale i tak, trzeba przyznać, jazda do granicy to czysta przyjemność. Ostatnio miałem przyjemność jeździć do Niemiec samochodem kilka lat temu i teraz nie mogłem poznać miejsc którymi jechałem, a poza tym samego przejścia, przez które już się nie przejeżdża. Wadą autostrady (jak na razie) jest to, że należy zatankować bo przez cały nowy odcinek nie ma stacji benzynowej.

Zostawmy już te opisy – spokojnie nie przekraczając przepisów jesteśmy w stanie dojechać w 6 godzin z centrum Berlina do Warszawy z przerwą na obiad i papieroskami w drodze.

A teraz tylko muzycznie! Klub muzyczny Huxleys Neue Welt w Berlinie był wczoraj wypełniony po brzegi (myślę, że było około 1-2 tysięcy widzów). Także i nasi tam byli 🙂 Ale, jeszcze muszę wspomnieć, że są pewne pozytywy imprezowania w Berlinie. Tam nie ma zakazu picia alkoholu na ulicy. Ba. Tam i w metrze kupisz piwo, a nawet je tam możesz spożyć 🙂 Specjalnie mam zdjęcie z piwem w ręku na tle radiowozu.  W Polsce by to nie przeszło. 🙂

Pain Of Salvation zagrało domyślną setlistę:

  • Road Salt Theme
  • Softly She Cries
  • Ashes
  • Conditioned
  • 1979
  • To The Shoreline
  • Diffidentia
  • Linoleum
  • No Way

Widać było, że publiczność zna kawałki, ale nie bawi się jak polska, czy węgierska. Moim zdaniem sztywniacy straszni. Nikt nie trzymał zespołu aby został na scenie – 50 minut i już.

Później Mikael z Opethem. Ten koncert dał mi odpowiedź na pytanie zadane w Teraz Rocku. Już wiem, że Opeth nie chce nic robić z Death Metalem, chce progresywnie, klasycznie sobie pograć. Aż przykro mi pisać te słowa, ale koncert ten był nudny jak flaki z olejem. Były chwile – „Still Life” i „Slither”. Ale nie udało się poruszyć tłumu, mnie też.

Co mi się podobało w Opeth to oświetlenie i sceneria, Martin Axenrot grający solo w Porcelain Heart.

A co mi się nie podobało? Żarty Mikaela. Może ma inne poczucie humoru niż ja, ale mi one nie przypadły do gustu. Wiem, że szydzi się z osób nie kupujących płyt, ale ja miałem ich cały plecak do podpisania a niestety go nie spotkałem. Ech, nie będę nic więcej pisał. Wiem, że jak koncert w Polsce będzie kosztował więcej niż 100 PLN to ja nie idę. Tylko plecy mnie będą bolały.

Idę spać, bo jutro znów w tę samą stronę jadę z samego rana (Deja vu), ale już służbowo!

Po co blogować?

No właśnie, po co?

Sam nie wiem, teraz jak siedzę w Polsce to nie mam co opowiadać, więc będę cicho.

Ale jak gdzieś w dziwne kraje wyjadę to coś napiszę.

Gdyby coś za tydzień koncert Pain Of Salvation i Opeth w Berlinie, wtedy może się wynurzę, ale znów nie obiecuję.  Na razie nie mam ochoty. Nie chce mi się, a jak ktoś zapyta o płytę nową Jelonka to powiem miernie i dodam, że brakuje wszystkiego czego usłyszeć można było na wcześniejszej płycie. Po prostu czym dalej w las tym gorzej. I z płytą i z kawałkami. Na debiucie było to samo, początek – moc, na końcu – niemoc. Na Revenge jest lekki polot, a później totalna niemoc…
Chyba jednak dobrze mój synek twierdzi, że nie lubi skrzypiec. Uwielbiałem je, ale po tej płycie może dołączę się do synka. Dla mnie bardzo mierna, pomimo tego, że sam Michał jest mistrzem tego garunku. (Gdyby coś – ja kupiłem tę płytę i mogę krytykować!)

http://youtu.be/GujqKuaz1HM

Budapeszt! Ale muzycznie…. Czy nie?

Jest ktoś, kto inspiruje innych, a najczęściej gdy zabierane są zabawki z piaskownicy, wiedząc że i tak już ich nie ma, to jest nim Pan Jarosław. Ostatnio, podczas przegranych wyborów stwierdził, że chciałby widzieć Budapeszt nad Wisłą. Każdy to pamięta… Ale, ja dziś, mając wszystkie oryginalne płytki moich faworytów z Węgier chciałem przekazać, że nie jest nam aż tak blisko Budapesztowi. Jesteśmy, dużo bardziej muzycznym narodem. I… mówię to tylko przez pryzmat rockowo-metalowy.

Zacznijmy pytaniem – podaj kapelki z Polski i Węgier znane na świecie?

– Polska – Vader, Behemoth, Decapitated, Riverside, Tides from Nebula (i jeszcze bym dołożył Black River, Rootwater, Virgin Snatch i wiele innych ale chcę obiektywnym być…)

– Węgry – Ektomorf (Tylko dla koneserów – Stereochrist i co jeszcze?)

Nie! Nie chcę być subiektywnym, ale muszę wspomnieć, że moje serducho bije w stronę Skandynawii i… porównując to co reprezentuje Polska na rynku metalowym to nie chcę Budapesztu, mimo to że dwie kapelki z Węgier lubię 🙂

Nowa nowo-bogacka tradycja

Dziś byłem na pewnym nowiutkim osiedlu – na jednej stronie ulicy apartamentowce a po drugiej starsze wiekiem budynki (zapewne z lat 50tych). Jako, że osiedle jest w trakcie budowy, niektóre lokale usługowe są jeszcze nie wynajęte.

W windzie (tego nowego osiedla) przyklejona kartka, której przesłanie można streścić – Prosimy o negatywne zaopiniowanie uchwały o wynajmie lokalu usługowego dla sklepu (sieci sklepów osiedlowych), ponieważ będzie tam sprzedawany alkohol; już istnieje na osiedlu sklep, który zostanie zamknięty ze względu na protesty związane i tu podkreślone, że na liczną klientelę z osiedla z na przeciwka pod wpływem alkoholu.

I tu mnie zatkało. Sklep, zamykany mógł stwarzać problemy, ponieważ był otwarty całą dobę, lecz  przesłanie z kartki to sztuczne tworzenie jakichś sztucznych barier i ja osobiście czułbym się urażony generalizowaniem będąc mieszkańcem „gorszego” osiedla.

Nie będę pisał tu całego elaboratu, bo po co… Ale chociaż lekko uszczypliwie skwituję to – Co ma zostać otworzone zamiast sklepu (aby zarobił na siebie)? Ekskluzywna restauracja dla oburzonych właścicieli apartamentów? Przecież, żaden z nich by tam nie poszedł ze względu na to, że zapewne większość ma kredyt hipoteczny we frankach wzięty na wyżynach mocy złotówki i liczy każdy grosz 🙂 A ci z „gorszego” osiedla może i by poszli… bo już nie mają tego typu zobowiązań lub mają mniejsze i krótsze 😛

PS. Sklepiki osiedlowe rządzą! Ja w moim kupuję prawie wszystko (alkohol też) i nie kupuję na miesiąc, tylko systematycznie, dzięki czemu nie wyrzucam jedzenia i wszystko mam świeże. A do tego mogę poprosić o „wędlinę i ser” i wszystko będzie jasne 🙂

PS2. Autostradami też każdy by chciał jeździć, ale najlepiej jak najdalej od ich miejsca zamieszkania. Dlatego w Niemczech ich sieć jest tak rozwinięta 🙂

PS3. Z dedykacją 🙂

Wrzesień miesiącem premier

Jestem, żyję, mam się dobrze. Po prostu miałem urlop.

Wyjeżdżając zakupiłem trzy płyty, będące jeszcze niedostępne – Opeth – Hertiage, Pain Of Salvation – Road Salt Two, Anathema – Falling Deeper. Kiedy to płyta PoS była dostępna 23 września przesyłka została wysłana. Pech chciał, że jeszcze niemalże dwa tygodnie musiałem czekać aby przesłuchać te trzy płyty. W końcu wróciłem i zacząłem przesłuchiwać…

Niestety muszę stwierdzić, że kapelka będąca moim no1 od jakiegoś czasu nagrała bardzo mierną płytę, Road Salt One była bardziej nieprzewidywalna, niebanalna i bardzo oryginalna. Pomimo tego, że obie są hołdem latom 70tym to ta druga nie jest już błyskotliwa ani oryginalna. Nawet wolniejsze utwory nie są aż tak naładowane uczuciami jak np. Road Salt. Wieje nudą i zaryzykuję stwierdzenie, że jest to najgorsza płyta tego zespołu. Nie, żebym mówił, że cała płyta to dno, bo są kawałki jak Solftly She Cries, Conditioned, The Deeper Cut które coś wnoszą, ale reszta… jakoś nie może wejść mi w ucho, nawet wstawienie utworu Mortar Grind z EPki – Linoleum jakoś też mnie nie przekonuje. Gdybym miał oceniać płyty PoS – Scarsick, czy Remedy Lane dostałyby ocenę celującą. Road Salt Two niestety tylko dobrą, ale i tak czwórka to coś nieosiągalnego przez wielu wykonawców. Będę 21 października na koncercie i zobaczymy co się zmieniło w setliście i w show. Dla mnie nadal i tak Pain Of Salvation jest no1.

Opeth. Dla mnie ta kapela rządzi pod dwoma względami – głosem Mikaela i perkusją (Martina Axenrota). Widziałem ich dwa razy i było to niesamowite wydarzenie dla mojej duszy. Mam ich wszystkie płyty, tak jak oczywiście PoS. Bardzo lubię ichnie kompilacyjne płyty DVD z dźwiękiem 5.1, więc zawsze kupuję Opethowe digi-packi! Ten digpack ma hologram na okładce 😉

Moja ocena, jak zawsze subiektywna i znów nie ma w moich słowach zachwytów – lekkie zwolnienie, mniej ostro, jakoś tak niemrawo. Oryginalna płyta ale nie rzuca na kolana.

Zachowuję się jak Jan Tomaszewski, skrytykuję wszystko. Anathemę też… Ale…

Płyta Falling Deeper zachwyciła mnie. Po Alternative IV jakoś byłem niepozornym fanem tego zespołu, byłem na koncertach, ale płyt już oryginalnych w swojej dyskografii nie „zanabywałem” 😉 Dla mnie Silent Enigma i Crestfallen jest esencją tego czego pragnąłem (?) od muzyki. Ale wsłuchując się w płytę słyszę Alone  w totalnie innej aranżacji. Jeszcze raz. Czy się myliłem? Niee… Można usłyszeć, że nie tylko ja lubiłem te stare czasy. To naprawdę Alone, ale lżejsze ale nadal Anathemowe. Ta płyta to pokłon dla starych kawałków, ale w innych aranżacjach. Bardzo przyjemna w słuchaniu!

PS. W sierpniu zdobyłem do dyskografii Decapitated – Carnival is Forever, a we wrześniu Vader – Welcome To The Morbid Reich. Są na półce… Ale chyba drugi lepiej wszedł, lecz nie tak aby o nim pisać.

Inowrocław

Wczoraj dla większości społeczeństwa jedynym wydarzeniem kulturalnym była walka Adamka z Kliczko we Wrocławiu. Jednakże dla troszkę innych też we Wrocławiu, ale z prefixem Ino miał miejsce Ino-Rock. Jako, że jestem fanem jednej z gwiazd tam występujących nie mogło mnie tam zabraknąć.  Na scenie Teatru Letniego w Inowrocławiu zagrali – Lebowski, Wolf People, Pain Of Salvation i Brendan Perry (znany dla większości z Dead Can Dance). Chciałbym, więc, podzielić się w kilku słowach moimi odczuciami z festiwalu.

Na samym początku dojazd do Inowrocławia to około trzech godzin z Warszawy, we Włocławku można przejechać się po, według mnie, najbardziej dziurawych drogach, aczkolwiek zjeżdżając już na Inowrocław czuje się wielką różnicę jadąc nowo wyremontowaną drogą. Inowrocław, bardzo ładne miasteczko, z dosłownie dwoma hotelami. Teatr Letni – to brzmi dumnie w wydaniu inowrocławskim – Scena, a dla widowni drewniane ławeczki. Pierwszy raz byłem na koncercie gdzie wielu słuchaczy siedziało. Za ławeczkami lekka górka, a jeszcze dalej, pod górką 6 (dosłownie sześć) ToyToy’ów, co może obrazowo zdefiniować wielkość tej imprezy masowej. 😉 Tuż obok budka z piwem – 4 zł za duże piwo i na zakończenie budka z zapiekankami i innymi fast foodami.

Na Lebowskiego, lekko się spóźniliśmy, udało się usłyszeć nam dwa utwory. Ja chciałem porównać ich grę na żywo z tym co słychać na płycie. Odczucie bardzo pozytywne – dają radę i wróżę im, że staną się bardzo popularni w światku progresywnego rocka. Następnie na scenie wystąpiło Wolf People – młodzi wykonawcy grający rocka z lat 70tych. Muszę się przyznać, że aż tak nie wsłuchiwałem się w muzykę tych artystów, pomimo tego, że nawet siedząc z piwkiem cały czas mieliśmy kontakt wzrokowy ze sceną 😉

Zrobiło się ciemno.

Na scenę wyszli moi mistrzowie – Pain Of Salvation. Nie było trudno dostać się pod scenę i oglądać z tak samego bliska jak w Budapeszcie. Set lista za bardzo się przez rok nie zmieniła. Wybaczcie, może kolejność utworów pomylę, ale co można było usłyszeć: Of Two Beginnings, Ending Theme (w tym momencie widać było, że już coraz mniejsza ilość siedziała na ławeczkach, a był to początek), Linoleum, Ashes, No Way, Of Dust, Kingdom of Loss, Road Salt, Diffidentia, chyba w tym momencie usłyszeć można było nowy kawałek z nowej płyty (jeszcze nie wydanej – Road Salt Two), później Nightmist.

Nikt nie chciał puścić PoS ze sceny. Zeszli, ale weszli… Powtórka z Budapesztu – Daniel na perkusji… Ale śpiewa, był to bodajże cover Johna Lennona, ale nie dam sobie ręki uciąć (Leo – perkusista, w ogóle był nieobecny). Na sam koniec usłyszeliśmy końcówkę płyty Perfect Element, czyli – solówkę Falling i The Perfect Element.


Gdy zeszli i zaczął grać Brendan Perry to już nie było takiego tłumu, nie było takiej zabawy. Była fajna muza, ale tylko Daniel umie bawić się z publicznością. Ktoś na Facebooku napisał: „Poor Brendan Perry… You stole (him) the show at Ino-Rock. Absolutely!
Shame on you!

Podpisuję się pod tym 😉

Teraz historia, która potwierdza, że życie jest nieprzewidywalne – gdy jechałem na koncert wziąłem ze sobą całą dyskografię Pain Of Salvation z zamiarem podpisania jej przez zespół. Idąc już na koncert zdecydowałem, że to za dużo płyt (zgubię, połamię) więc wziąłem tylko (najważniejsze dla mnie) trzy. Niestety na koncercie nie spotkaliśmy zespołu. No cóż… Może w Krakowie. Już pogodziłem się z porażką. A tu dziś… Wymeldowując się, okazało także się, że artyści mieszkali w tym samym hotelu co my i spostrzegliśmy zaspanego Daniela podążającego na śniadanie. Pani z recepcji pożyczyła markera, poczekaliśmy aż zje śniadanie i podpisał wszystkie płyty. Już byłem szczęśliwy, można już jechać do Warszawy, oddaję pisak, a tu w lobby widzę Johana i Fredrika, więc i oni podpisali mi płyty. Szczęśliwy jestem strasznie, że byłem, a Pain Of Salvation na pewno zobaczę w Krakowie i zrobię wszystko aby i Road Salt Two była podpisana!

A na Ino-Rock, jeśli będzie za rok to z chęcią pojadę zobaczyć jak się tam jedzie autostradami 🙂

Pieniacze podpierający się martyrologią…

Myślę, że jesteśmy, już genetycznie, naznaczeni byciem pieniaczami – Ostatnio media donosiły o proteście mniejszości polskiej na Litwie, która nie chce uczyć się przedmiotów w języku (warte podkreślenia, urzędowym) litewskim. Wiem, że wszyscy „polscy patrioci” stanęli murem, ale co by było gdyby… na przykład mniejszość niemiecka zrobiłaby to samo w Polsce? Oni byli by źli, ale Ci na Litwie dobrzy… A przecież robiliby dokładnie to samo.

Legoland

Dzień po powrocie z Kolumbii pojechałem po synka i w poniedziałek rano wyruszyliśmy na lotnisko, aby wspólnie, po raz pierwszy, odwiedzić Billund w Danii.

Szokiem dla mnie było to, że udało nam się dotrzeć tam Lufthansą, bo jak się później okazało to Billund to lotnisko, fabryka Lego, Legoland i nic więcej. A jednak lata tam wiele samolotów rejsowych. Lotnisko było o dużo większym standardzie niż to, które widziałem w Bogocie (ale za dwa lata nie będzie to prawdą). Każdy kto był w Legolandzie wie jak ono wygląda, nawet nie lecąc samolotem, ba… nawet nie będąc na lotnisku 🙂

Dla mnie lekkim szokiem, dzień po Kolumbii, były ceny. Zestaw hotdog + cola, 50 DKK. Gdy w Ikei w Jankach…

Finansowo wyjazd był najdroższym w moim życiu, ale synek, na pewno miał najwspanialszą, jak dotąd, wyprawę w swoim życiu – leciał, po raz pierwszy, czterema samolotami a poza tym bawił się przednie, ja też… Wrócimy tu jeszcze 🙂

BTW: Obawiałem się o młodego, że będzie mu zatykało uszy. Pamiętam, jak w jego wieku, płakałem lądując w Goleniowie lecąc na wakacje i bałem się że spotka go to samo. Wiedziałem, że za moich czasów samoloty były z innej bajki, ale i tak – przezorny, zawsze, ubezpieczony, wziąłem ze sobą gumy balonowe. Przy starcie i przy lądowaniu podawałem synkowi i ani razu, nawet nie powiedział, że coś jest nie tak. A… jeszcze jedno, będąc przy hintach to bałem się także że będzie się nudził, więc nagrałem na mojego Samsunga trochę (znaczy prawie wszystkie) odcinki „Sąsiadów” i dodatkowo wziąłem słuchawki. Pomysł okazał się trafny – nawet miałem czas na poczytanie książki w samolocie 🙂

Polska to dziwny kraj

Dziś przez cały dzień słyszę o strajku kolei regionalnych – są w d*pie, podnoszą się… Ale muszą dostać podwyżkę, aby firma poszła pod wodę. To coś idealnego na polskie warunki.

Czy związkowiec weźmie lokomotywę w rozliczeniu? gdy jego firma zbankrutuje?